|
Delta state Centrum międzywymiarowej Rozróby
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Black Star
Administrator
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:16, 13 Wrz 2005 Temat postu: NEFF |
|
|
To samo, co było na starym forum, ale żeby można było tu dalej potem pisać, to wklejam.
POCZYTAJCIE.
(bedzie w kilku postach)
Dzien jak codzien, Billy wyszedl do pracy jak zawsze o 7:30.
Kiedy wszedl do swojego biura zobaczyl czlowieka/posac w dziwnym czarnym plaszczu, ktora jak wywnioskowal czekala na niego.
Billy popatrzyl na nia ze zdziwieniem i zapytal
-Kim jestes? Co robisz w moim biurze?
-Przyszedlem po ciebie Billy - powiedziala postac szyderczym glosem...
-Po mnie? Dlaczego? Co ja Ci zrobilem? - zapytal Billy ze strachem w glosie
-Masz moc, o ktorej nigdy nikomu nie mowiles i raczej nie powiesz... Nam ona sie przyda...
-Wam ? - zapytal Billy
-Tak nam czyli... Ryfterom...
"-Co? - spytał zdumiony Billy
-Ryfterom - powtórzyła spokojnie postać.
-Weź się odczep, człowieku, nie mam czasu. - mruknął Billy ze zdenerwowaniem. Miał mnóstwo pracy, a ten dziwny facet się do niego przyczepił....
-Ja nie jestem człowiekiem. - powiedziała nadal spokojnie postać.
-Żartujesz co? - spytał ostro Billy.
-Ja NIGDY nie żartuję... - odparła postać z diabelskim uśmiechem.
Billy stał przez chwilę bez ruchu... był nieco zaniepokojony...zaczął iść powoli w stronę drzwi, ale wtedy..."
Obok drzwi pojawila sie kolejna postac w czarnym plszczu.
Billy nie wiedzial co ma zrobic.
Nagle na srodku biura pojawila sie postac ubrana w zwykle niebieskie dzinsy i czarny t-shirt, ktora wystawila rece przd siebie w strone postaci stojajcej obok dzwi i nagle rozlegl sie dziwny dzwiek, a z dloni postaci zaczely 'plynac' dziwne jakby prazki czy fale.
Postac, ktora pojawila sie na srodku, z ktorej dloni lecialy dziwne 'fale' zaczela krzyczec:
-Billy uciekaj to twoja jedyna szansa!
Billy podbiegł szybko w kierunku drzwi, otworzył je, wybiegł na korytarz... nagle tuż przed nim pojawiła się jeszcze jedna postać. Miała czarne spodnie i czarną bluzką, ale nie nosiła płaszcza... Miała długie blond włosy, obojętną twarz i srebrne oczy...
Uśmiechnęł się dziwnie a potem odezwała się:
-Witaj Billy... Od nas nieda się uciec.. - roześmiała się.
-Czego ...wy...chcecie?! - krzyknął Billy.
-Zobaczysz. - odparła lekko dziwczyna - Masz coś co my chcemy... I dasz nam to!
-Nie!- krzyknął Billy"-
po czym szybko schylil glowe i wystawil rece.
Postac zblizyla sie Billy'ego o kilka centymetrow, a on podniosl glowe i zaczelo z niej plynac bardzo jasne lekko niebieskawe swiatlo.
Nagle wszystkie postacie w czarnych plaszczach i kobieta stojaca przed Billy'm sie 'rozplynely' a on opuscil rece i podbiegl do mezczyzny w niebieskich dzinsach i czarej koszulce.
Dopiero teraz zauwazyl, ze mezczyzna ma krotkie czarne wlosy i niebieskie oczy.
-Dobra - odezwał się po chwili Billy, starając się mówić spokojnie. - Może wyjaśnisz mi o co tu chodzi?
-Spróbuję. - Odparł mężczyzna w dżinsach. - Ja jestem Jack. Te dwie postacie, które spotkałeś w biurze to ryfterzy... Ten wyższy nazywa się John (albo przynajmniej takiego imienia używa) i jest szefen. Ten drugi to Tom. Dziewczyna, którą spotkałeś na korytarzu to Hailee.
-I domyślam się, że ona też jest tym... refterem? - spytał Billy.
- RYFTEREM. - Poprawił Jack. - I nie, ona nie jest. Jest czymś pomiędzy ryfterem a człowiekiem... Mogłaby być ryfterem, gdyby chciała.. mogłaby być człowiekiem, gdyby chciała... Mogłaby być kim zechce, ale ona nie chce być niczym innym. Ma moc i władzę i niczego więcej nie potrzebuje...
-Hm... To czemu ona im pomaga? - Przerwał Billy.
-To nie jest dobre miejsce na takie rozmowy. Wynośmy się z tąd. Opowiem Ci po drodze.
Potem Jack machnął ręką i oboje zniknęli.
Przez chwilę panowała cisza. A po chwili w korytarzu pojawiły się trzy ubrane na czarno postacie... Dwaj mężczyżni w płaszczach i blondynka.
-Udało się. - powiedział John.
-Oczywiście. - rzuciała lekko Hailee, wzruszając ramionami. - Teraz musimy tylko poczekać...
John podszedł do dziewczyny, objął ją a potem pocałował.
-Chcesz gdzieś wyjść wieczorem? - spytał ją - Podobno grają w kinie jakiś dobry horror.
-Jasne. - zgodziła się dziewczyna.
John odwrócił się do drugiego mężczyzny w płaszczu, Toma.
-A ty pilnuj wszystkiego. I jak coś zacznie się dziać to nas zawiadom. Natychmiast!
-Tak jest. - odpowiedział Tom.
A potem wszystkie postacie zniknęły."
Billy z Jack'iem pojawili sie w jakims opuszczonym hotelu.
-Jak 'Ty' to zrobiles - zapytal ze zdumieniem Billy
-Nie 'Ty' tylko Jack. Zrobilem to UMYSLEM.
-Umyslem ? - spytal Billy
-Ty tez tak potrafisz Bill'u Williams'sie
-Skad wiesz jak sie nazywam ?
-Obserwowalem Cie juz od jakiegos czasu i wiem o tobie wiecej niz Ty sam...
Podczas gdy Billy i Jack tak własnie rozmawiali w innych częściach miasta toczyło się w miarę normalne życie.
Katey Miller, 19 letnia studentka ASP własnie skończyła zajęcia szkolne. Ponieważ nie miała nic do roboty postanowiła, że wieczorem wyskoczy ze swoim chłopakiem Martinem do kina, na premierę tego nowego horroru. A skoro miała trochę wolnego czasu, to poszła zakupić bilety. Gdy stała w kolejce zobaczyła coś dziwnego. Nie daleko stała dwójka ludzi. Oboje byli ubrani na czarno, a on dodatkowo miał skórzany płaszcz.
"Czyżby kolejni fajni metalu?" -pomyślała rozbawiona Katey. Była bardzo ciekawską dziewczyną, więc wyszła z koleji i podeszła nieco bliżej, aby podsłuchać o czym gadają. Ale, dziwne... oni nie rozmawiali.. patrzyli tylko na siebie i uśmiechali się. Nagle podszedł do nich jeszcze jeden ubrany na czarno facet.
-Wiem gdzie są. - Powiedział szybko. - Nasi ludzie namierzyli ich bardzo szybko.
-Gdzie to jest? - spytał drugi mężczyzna.
-Trochę za miastem... - wyjaśnił pierwszy.
-Wyrobimy się do wieczora? - spytała dziewczyna. -Mamy bilety na 21.
-Napewno. - odparł stojący koło niej mężczyzna. - Jack to idiota. Zabijemy go. A potem, weźmiemy co do nas należy i zabijemy Billego Wlilliamsa. Dwie godziny, nie wiecej.
-Więc chodźmy. - powiedziała blondynka i wszyscy troje wyszli z kina.
Katey stała wstrząśnięta. Ci ludzie planowali morderstwo. A ona wszystko słyszała. Musi ostrzec tych ludzi. Tylko jak? Szybko wrócią do domu, włączyła komputer i zaczeła szukanie. Podobno w internecie można znaleźć wszystko, trzeba tylko umieć. A Katey umiała. Była bardzo zdolną hakerką. I po chwili miała już to czego szukała - adres Billego Williamsa.
"Mam nadzieję, że on bedzie w domu" - myślała Katey, wkładając swoją najładniejszą czarwoną kurtkę. Wiedziała, że to głupie, ale chciała ładnie wyglądać. Rozczesała swoje krótkie czarne włosy, a potem wybiegła z domu..."
Szybko pobiegla do domu Billy'ego, zapukala do dzwi... Otworzyl jej wysoki brunet w ciemno-zielonej bluzce i spodniach 'moro'. Spytala:
-Czy to Ty jestes Bill Williams ?
-Nie, Bill Williams to moj brat, a ja jestem Mark Williams. W czym Ci moge pomuc ? - spytal wpatrujac sie w piekna twarz Katey ( Mr. Green ).
-Wiesz gdzie jest Bill ? - spytala szybko
-Nie juz powinien wrocic z pracy ale go nie ma. Czasami musi zostac dluzej, bo jego szef daje mu co chwile nowa robote.
-Acha... Dzieki narazie! - powiedziala szybko Katey i wybiegla z bloku gdzie mieszka(l) Billy
Kiedy Katey probowala przypomniec sobie rozmowe Ryfterow, Billy z Jack'iem rozmawiali w opuszczonym hotelu za miastem.
-A co ja zrobilem z tymi Ryfterami? Zabilem ich? - spytal z duma w glosie Billy
-Nie zabiles ich. Ty ich tylko przepedziles... Mam nadzieje, ze nas nie znajda... - odpowiedzial Jack
-Jakby nas znalezli to 'przepedzil' bym ich! - powiedzial Bill
-Masz moc, ale nie umiesz jej wykorzystac. Od jutra zaczynamy trening.
Tym czasem ryfterzy...
zbliżali się do miejsca, w którym przebywali Jack i Billy. Przybyliby szybciej, gdyby nie to, że mijali sklep GAPa i Hailee zobaczyła na wystawie bardzo ładne, czarne spodnie, które od zawsze chciała kupić. ( w końcu była dziewczyną). W każdym razie ryfterzy zbirzali się właśnie do opuszczonego hotelu.
-To tutaj. - Wskazał Tom.
-No to chodźmy. - Powiedział John - Ja wejde tymi drzwiami, Tom ty wejdź tylnymi drzwiami, Hailee, ty pilnuj okien.
-Załatwmy to szybko i cicho. - Powiedziała Hailee. - Ten Billy... ma dużą moc. Musimy uważać.
-Może i ma dużą moc, ale nie potrafi z niej korzystać. - Odparł pogardliwie John. - To nie problem. Załatwimy go w kilka minut.
A potem John wszedł do środka. Hailee i Tom zniknęli."
Kiedy Ryfterzy byli juz w Hotelu, Jack i Billy nadal siedzieli w jednym z pokojow hotelu.
Kiedy sobie rozmawiali nagle Jack zlapal sie za glowe i powiedzial:
-Musimy uciekac, mamy malo czasu!
-Tylko dokad, jak, ktoredy ?
Drzwiami nie mozemy bo napewno nas zobacza, oknami tez nie bo napewno stoja na dole...
-Wiec ktoredy! - krzykna Billy
-Tunelami wentylacyjnymi!
Obaj rzucili sie do tunelu nie patrzac na brud, kurz i szczury.
Billy szybko spytal Jack'a :
-Dokąd idziemy?!
-Przed siebie!
Szli (czolgali sie) przed siebie i natrafili na wiatrak, ktory blokowal im wyjscie na dwor.
Nagle Jack sie zatrzymal a za nim Billy, ktory spytal:
-Co sie stalo? Dlaczego stanelismy?
-Nie widzisz wiatraka?
-A no, faktycznie. -odpowiedzial Bill
Nagle Jack shylil glowe, zlapal sie za nia rekami i wiatrak, ktory byl przed nimi zniknal.
Wyczolgali sie z tuneli wentylacyjnych, cali brudni.
-Dokąt idziemy ? - spytal Bill
-Do mojego mistrza... - odpowiedzial Jack
W tym czasie Katey...
zastanawiała się co robić. Wiedziała, ze musi jakoś odnaleźć tego chłopaka. Tylko nie wiedziała jak. Nagle coś wymyśliła. Odwróciła się i znów pobiegła do domu Billego. Jeszcze raz zapukała do drzwi. Otworzył jej znów Mark Williams.
-Słucham? - zapytał Mark ze zdumieniem.
-Czy twój brat... ma może komórkę? - Spytała szybko Katey.
-No ma. - Odpowiedział jeszcze bardziej zdumiony Mark.
-Błagam! Musisz dać mi numer.. to bardzo ważne. - Poprosiła Katey.
-No dobra.... - zgodził się Mark. - 0508366183. Czy ty jesteś ...
Ale Katey już wybiegła, nie słuchając Marka.
"Muszę do niego zaraz zadzwonić." - pomyślała.
W tym samym czasie ryfterzy szukali po hotelu Jack'a i Billy'ego.
Nagle Jack spuscil glowe, zlapal sie za nia i po chwili razem z Billy'm znalezli sie w ciemnej (jakby) komnacie.
-Gdzie jestesmy ? - spytal Bill
-U mojego mistrza i kolegow - odpowiedzial dumnie Jack.
Nagle Billy'iemu zaczela dzwonic komorka, odbiera i slyszy kobiecy glos:
-Bill czy to Ty ?!
-Tak ja, o co chodzi, kim jestes? - spytal zdumiony
-Jestem Katey Miller, i slyszalam rozmowe jakis dwoch mezczyzn i jednej kobiety ubranych na czarno! Oni chca Cie ZABIC!
-Wiem, ale im sie to nie uda. - odpowiedzial spokojnie Bill
-Co? - Spytała zdumiona Katey.
-Eh...nieważne. Dzięki za ostrzeżenie. - odparł Bill. - Skąd właściwie masz mój numer?
-Od twojego brata, Marka. - Wyjaśniła Katey.
-A, więc znasz Marka... Słuchaj Katey, mam prośbę. Możesz powiedzieć Markowi, że nie wrócę dziś do domu. To dla mnie ważne.
-Ok. - zgodziła się Katey.
Podczas gdy Katey i Billy rozmawiali ryfterzy skończyli przeszukiwanie hotelu.
-Nie ma ich tu. - Powiedział gniewnie John. - Uciekli nam.
-Hmm... może. - Odparła Hailee. - Ale co z tego.
-Co z tego? - spytał Tom. - Oni nam znowu uciekli. A musimy ich zabić.
-Ja nie muszę. Ale i tak ich zabijemy. I nawet wiem jak. - rzuciła spokojnie Hailee.
-Jak? - Zapytał Tom.
-Hm... Ten Billy ma brata... a ludzie są bardzo przywiązani do swojej rodziny... - wyjaśniła dziewczyna.
-Dobry pomysł. Porwiemy tego brata, a Bill sam do nas przyjdzie. - Odezwał się John. - Znasz adres, Hai?
-Oczywiście, że znam. To niedaleko. - odpowiedziała Hailee. - Jak się pośpieszymy zdążymy nawet na wieczorny seans w kinie.
I poszli...
Kiedy przybyli do domu Billa nikogo nie zastali. Zauwazyli tylko kartke przyklejona na lustrze w przedpokoju, na ktorej bylo napisane: "Witaj Bill. Nie wiem dlaczego Cie jeszcze nie ma, bylo po ciebie tutaj jakas 'laska'.
Ja bede ok 3:00.
PS. Zrobilem obiad, lezy w lodowce w tym czerwonym pojemniku.
Pozdro!
Mark"
Kiedy Ryfterzy przeczytali ten list usmiechneli sie i wyszli z mieszkania.
Katey byla blisko domu Billa kiedy zauwazyla Ryfterow. Schowala sie w krzakach i czekala az odejda.
Więc... mamy chyba czas do 3.00 - rzucił Tom, kiedy wszyscy stali przed domem Billego.
-Aha. - Odparła Hailee. - Co będziemy robić? Bo tu niedaleko jest takie duże centrum handlowe i możemy isć na zakupy...
-NIE! - krzyknęli jednocześnie John i Tom.
-Spoko, wyluzujcie, żartowałam. - Mruknęła cicho Hailee.
-Tom, zostań tu i pinuj. Jak go zobaczysz to nas wezwij. I spróbój dowiedzieć się co to za 'laska', może nam się przydać.
-Jasne.
-Hailee, może pójdziemy gdzieś na obiad? - zaproponował John.
-Hm.. Nie jestem głodna i ty raczej też nie, ale lepsze to, niż siedzenie i czekanie, więc chodźmy. - Zgodziła się Hailee.
Po czym Hailee i John zniknęli.
Katey wciąż siedziała w krzakach i zastanawiała się co robić.
Pomyslala, ze jak wyjdzie to Ryfter (Tom) ja zobaczy, wiec siedziala w krzakach jakas godzine. Po godzinie wyczekiwania kiedy Katey siedziala w krzakach, Ryfter stojacy przed dzwiami domu Billy'ego i jego brata Mark'a powiedzial sam do siebie:
-Oni sobie spokojnie jedza obiad a ja tu musze stac ? Nic z tego! - po czym machna reka i znikna. Katey wiedziala, ze nikogo nie ma w domu wiec zadzwonila szybko do Billa i opowiedziala mu o wszystkim...
-To straszne! - Powiedział Billy, gdy Katey opowiedziała mu co się stało. - Oni zabiją mojego brata. Muszę go ostrzec.
-Ja to zrobie. - Powiedziała Katey. - I tak jestem przed waszym domem. Po prostu na niego poczekam. Ale.. wyjaśnij mi, co się tu właściwie dzieje...
-Sam do końca nie wiem. - Odpowiedział Billy.
-Ten facet po prostu zniknął. I oni wszyscy są tacy... - zaczęła Katey.
-Nieludzcy? - Podpowiedział jej Billy. - To dobre słowo.
-Właśnie i ... - zaczeła znów Katey. Nagle zobaczyła dwie postacie idące w jej kierunku.
-O nie! - krzyknęła Katey.
-Co się stało? - Spytał natychmiast Billy.
-Idą tu! Oni tu idą! Co mam robić?
-Uciekaj!
Katey uciekala ile sil w nogach. Ryfterzy jej o dziwo nie gonili.
Kiedy dobiegla do jakiejs restauracji to do niej weszla usiadla przy stoliku w rogu (aby jej nie bylo widac przez szybe, na wypadek jakby Ryfterzy ja gonili...) i szybko zadzwonila do Billy'ego.
-Billy to znowu ja, czy Mark ma komorke ?? - spytala szybko Katey
-Nie nie ma...
-Wiec co robimy?
-Trzeba go jakos zawiadomic... Zaraz... Przeciez Mark chodzi o tej porze do klubu 'Karmazynowy Przyplyw' ( Mr. Green ) Tam sie spotkamy i go ostrzezemy...
-Dobra. - Zgodziła się Katey. - Bedę za godzinę, ty też przyjdź.
-Będę. Jak się rozpoznamy?
-Mam na sobie czerwoną kurtkę. - Powiedziała Katey. - Po prostu do mnie podejdź.
-Zaczekaj! - Przerwał jej Billy. - Musimy mieć jakieś hasło. Wiesz, żebyśmy byli pewni.. że my to my.
-Dobra. Ty powiesz 'Jak leci, laska?' , ja odpowiem 'Spadaj palancie'. Może być? Oni nie wyglądali na osoby, które tak mówią, więc będziemy pewni, że to my - zaproponowała Katey.
-Może być. Do zobaczenia. I...uważaj na siebie.
Tymczasem dwójka ryfterów weszła do mieszkania Marka i Billego.
-Mamy jeszcze trochę czasu. - Zauważyła Hailee.
-Rozejrzymy się tu trochę. Może znajdziemy coś ciekawego. - Odparł John.
W tej samej chwili obok pojawił się trzeci ryfter, Tom.
-Gdzie byłeś? - Spytał ostro John. - Miałeś tu siedzieć i pilnować!
-Wiem, i przepraszam, naprawdę, ale znalazłem ją... - Zaczął się tłumaczyć Tom.
-Kogo? - Spytała zimno Hailee.
-Tą 'laskę'. - Wyjaśnił Tom. - Wiem jak ona się nazywa.
-Jak?
-Katey Miller.
-Jesteś pewien?
-Tak.
-Dobrze. - Powiedział John. - Możesz ją namierzyć, Hailee?
-Jasne. Daj mi chwilę. - Odpowiedziała Hailee, po czym zamknęła oczy.
Przez chwilę panowała cisza. A potem Hailee otworzyła oczy.
-Ma 19 lat, studiuje na ASP, mieszka na 1426 Park Avenue, czarne włosy, zielone oczy, znak zodiaku Strzelec, urodziła się 10 grudnia... - zaczęła Hailee.
-Zaraz. Powiedz gdzie ona jest teraz. - Przerwał jej John.
-Stoi na rogu 46 ulicy i Piątej Alei.
-Idziemy. - Zarządził John. - Tylko dyskretnie. Nie atakujmy jej narazie, musimy się dowiedzieć gdzie ona idzie, bo mój ryfterski instynkt mówi mi, że tam znajdziemy Billa Williamsa.
A potem cała trójka stała się niewidzialna.
-Mark! Musimy uciekac, tylko poczekamy na Katey! - wykrzyczal Bill po wejsciu do klubu i znalezieniu Mark'a.
-Dlaczego!? W tym klubie jest super! - powiedzial spokojnie Mark
-Czekamy na Katey i wiejemy stad! Ryfterzy chca nas zabic!
-Ryfterzy!? Profesor Douglas cos o nich wspominal na wykladzie o jakims... Wymiarze Delta czy cos... Podobno Ci Ryfterzy sa potezni i moga przejmowac ludzi - zamyslil sie Mark...
Nagle do klubu wbiegla Katey, Bill rozpoznal ja po czerwonej kurtce.
Wskazujac na dziewczyne w czerwonej kurtce Bill zapytal:
-Jak leci laska? - spytal Bill
-Spadaj palancie! - krzyknela Katey
-Oooo... To ta 'laska', ktora pytala o Ciebie Billy... - powiedzial Mark
-Dzieki za komplement! - odezwala sie Katey
-No dobra... Koniec z komplementami! Czy gonili Cie Ryfterzy Katey? - spytal Bill
-Nie - odp. Katey
-Wiec dokad uciekamy? - spytal spokojnym glosem Mark
-Do Jack'a! - powiedzial Bill
-Czy ja cos przegapilem? - spytal zaciekawiony Mark
-A wiec... Idziem do Jack'a.
-Kim jest ten Jack? - Spytała Katey.
-E.. właściwie to niewiele o nim wiem, ale on dużo wie o tych ryfterach i mi pomógł... po za tym, tu nie jest zbyt bezpiecznie... - Powiedział Billy.
-Eh, przewrażliwiony jesteś, Billy. Przecierz ich tu nie ma. Widzisz? - Odpowiedziała Katey rozglądając się po klubie.
-Ja też nic dziwnego nie widzę. - Dodał Mark. - A jak Oni wyglądają?
-No, właśnie chodzi, że prawnie normalnie, tylko ubierają się na czarno, zresztą opowiem wam wszystko po drodze. Naprawdę, chodzmy już! - Odpowiedział Billy.
Tymczasem Ryfterzy spokojnie przyglądali się Billemy, Markowi i Katey.
-Nie możemy ich zabić tu i teraz? - Zapytał Tom.
-Nie, nie możemy. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy w klubie pełnym ludzi, a chcemy załatwić to dyskretnie. - Odpowiedział John.
-A po za tym, jeśli pojdziemy za nimi, to dowiemy się gdzie schował się ten szczur Jack. - Dodała Hailee.
-Więc chodzmy. Jeśli będziemy nadal niewidzialni, to nawet nie zauważą, że idziemy za nimi. - Zarządził John.
A potem ryfterzy ruszyli za Billem, Markiem i Katey, którzy właśnie wychodzili z klubu.
Kiedy Billy opowiadal Mark'owi i Katey o Ryfterach, to Ryfterzy spokojnie za nimi szli.
Kiedy Bill skrecil w slepa uliczke, 2 razy klasna w dlonie i pojawilo sie obok kratki sciekowej dwoch mezczyzn. Billy powiedzial im cos bardzo cicho pod nosem i kratka sie otworzyla. Bill zawolal Mark'a i Katey. Kiedy weszli do kratki to dwoch mezczyzn klasnelo w dlonie i kratka zniknela...
-Więc to tutaj się ukrywają... - Zauważyła Hailee. - Niezbyt ciekawe miejsce, ale czego się można było spodziewaćpo ludziach...
-Tak... Więc co robimy? Wchodzimy? - Spytał Tom.
-Jeszcze nie. - Odparł John. - Musimy dowiedzieć się wszystkiego o tym miejscu. Oni są na swoim terenie, będzie im łatwo uciec. Najpierw znajdziemy potrzebna informacje, a potem tu wrócimy.
Po czym trójka ryfterów zniknęła.
Tymczasem Mark, Billy i Katey...
Znalezli sie w ciemnej komnacie, w ktorej siedzieli :
Jack, Jakas pol Ryfterka (umiala panowac nad instynktem Ryftera), wysoki mezczyzna ('Mistrz') w jasnym bialo-niebieskim plaszczu i jeszcze kilku mezczyzn.
Jack powital 'nasza' trojke i opowiadal o Ryfterach i innych (rownie ciekawych) rzeczach. Katey spytala sie 'Mistrza':
-Czy do tej komnaty/pomieszczenia moga wejsc Ryfterzy?
-Nie, znaczy sie zabezpieczylismy komnate, ze moze wejsc Ryfter tylko, ze zostanie przepedzony przez nasze pole ochronne.
-A czy Ryfterzy moga wejsc przez ta kratke sciekowa co my? - spytal Mark
-Nie, Ryfterzy jak chca sie tu dostac to wejsc kratka nie moga, ale mamy jeszcze jedno wejscie... O ktorym narazie nie bede wam mowil.
Mistrz zaproponowal aby Katey, Mark i Bill cwiczyli swoj umysl... Takie cwiczenia moze im pokazac jedynie Jack i Mistrz (Mistrz jest szefem).
Moga sie wycwiczyc: na Wojownika umyslu*, Maga umyslu*, 'Kontrolera' umyslu* i wszystkiego po troche czyli Wladce umyslu*. Bill chce sie wytrenowac na Maga umyslu, Katey na Wladce umyslu a Mark na Wojownika umyslu...
Ale wszyscy musza zlozyc przysiege... Przysiegę milczenia!
__________________________________________________
*Wojownik umyslu - potrafi wykorzystywac 80% mózgu do walki ( nie tylko z Ryfterami) |
*Mag umyslu - potrafi czarowac, czyli np. przenosic przedmioty za pomoca umyslu, troszeczke walczyc i czytac w myslach(wykorzystuje do tego 90% mózgu)
*Kontroler umyslu - potrafi czytac w myslach i troche 'czytac' przyszlosc oraz przejac kontrole nad umyslem (wykorzystuje do tego 75% mózgu)
*Wladca umyslu potrafi po troche tego co Wojownik umyslu, Mag umyslu i Kontroler umyslu ( wykorzystuje do swoich zdolnosci 95% mózgu)
___________________________________________________
Przez parę następnych dni Billy, Katey i Mark ćwiczyli swoje umysły i właściwie nie działo się nic ciekawego.
Nawet zaczęło im się podobać takie życie. Pewnego wieczoru Billy zobaczył Jacka, który wychodził właśnie z komnaty, w której spędzali większość czasu.
-Idziesz gdzieś? - Spytał Billy.
-Tak, mam do załatwienia sprawę w mieście. - Odpowiedział Jack.
-W mieście? - Zapytał zdumiony Billy. - Ale Mistrz mówił, żeby wogóle z tąd nie wychodzić...
-Wiem. - Przerwał mu Jack. - Ale ja naprawdę muszę coś załatwić. I wolałbym, abyś nie mówił o tym nikomu.
-Ale... - Zaczął Billy. Ale Jack już go nie słuchał, tylko wszyszedł szybko.
"To dziwne" - Pomyśłał Billy. - "Pójdę za nim, zobaczę, co się dzieje."
Jack szedł szybko, nie oglądając się za siebie. Billy szedł za nim, ukrywając się za ludźmi.
Nagle znaleźli się w pobliżu modnego ostatnio klubu "Luisiane". Jack wszedł do klubu, a Billy za nim.
"Więc on po prostu poszeł się zabawić" - Pomyślał zdumiony Billy, idąc wciąż za Jackiem.
Jack podszedł do czerwonych drzwi z napisem "Tylko dla personelu klubu. Nieupowarznionym wstęp wzbroniony" i zapukał.
Przez chwilę nic się nie działo, a po chwili drzwi się otworzyły. Billy (który wciąż obserwował Jack) zamarł.
W drzwiach stała wysoka blondynka o srebrnych oczach. Dziś miała na sobie czarny top i czarną krótką spódnicę.
-Odbiło Ci? - Powiedziała Hailee, gdy tylko zobaczyła Jacka. - Życie Ci się znudziło, i dlatego przychodzisz?
-Chciałem z tobą pogadać. - Odpowiedział Jack.
-Ale jesteś zabawny. - Odpowiedziała dziewczyna. - Chyba zapomniałeś kim ja jestem.
-To ważne! Musisz mnie wysłuchać!
-Ja..nic...nie....muszę. - Odpowiedziała Hailee. - A teraz wynoś się z tąd, rozumiesz? Jeśli jeszcze kiedyś Cie tu zobaczę, to Cie zabiję, nawet jeśli bedzie tu wtedy dwa razy więcej ludzi niż teraz!
Po czym Hailee odwróciła się i zamknęła drzwi.
Jack stał przez chwilę przed drzwiami, a potem odwórócił się i wyszedł z klubu. Billy oczywiście poszedł za nim.
Nieco poźniej w "domu" Billy podszedł do Jacka i powiedział:
-Wiem gdzie byłeś!
-Co? - Spytał zaskoczony Jack.
-Widziałem Cię! I słyszałem! Mówisz mi ciągle, jak niebezpiecznie jest na zewnątrz, a sam robisz coś takiego! - Krzyknął Billy.
-O czym ty mówisz, Bill? - Spytała zaciekawiona Katey, która też siedziała w pokoju i rozmawiała z Mistrzem i Markiem, na temat ćwiczenia umysłu.
-Mam im to powiedzieć? - Spytał ostro Billy, a potem nie czekając na odpowiedź Jacka dodał. - Jack poszedł dziś "pogadać" z tą ryfterką, Hailee Adams.
-CO?! - Krzyknęli jednocześnie Katey i Mark. Jedynie Mistrz nie wyglądał na zaskoczonego.
-Ona nie jest ryfterką. - Poprawił Jack. - Ale rzeczywiście spotkałem się z nią..
-Czemu? - Spytała Katey.
-Może rzeczywiście powinieneś im to wszystko wyjaśnić, Jack. - Powiedział nagle Mistrz.
-Ty wiedziałeś, że on do niej idzie? - Spytał Mark.
-Nie. - Odpowiedział Mistrz. - I uważam, zę postąpiłeś bardzo głupio i nieostrożnie, Jack. Ryfterzy juz wiedzą że tam byłeś i wiedzą dlaczego...
-Musiałem.. Albo raczej myślałem, ze musiałem. - Odpowiedział Jack. - Zresztą opowiem wam wszystko... Widzicie, właściwie walka między ludźmi i ryfterami trwa od zawsze, ale Hailee nie brała w niej kiedyś takiego aktywnego udziału. Była po prostu dziewczyną Johna...
-Czemu? - Przerwał Mark.
-Nie wiemy dokładnie, może po prostu nie potrzebowali jej pomocy. Widzicie John i Hailee to bardzo dziwna para. Ona, zrobiłaby wszystko, o co on ją poprosi. On, zrobiłby wszystko, o co ona go poprosi. Ale oni tego zbytnio nie wykorzystują. Może po prostu nie chcieli, aby ona mieszała się do walki po między ryfterami i ludźmi, tym bardziej, że ona nie jest ani człowiekiem, ani ryfterem.
-No dobra... ale co to ma wspólego, z tym, że Jack do niej poszedł? - Spytał Katey.
-Byliśmy kiedyś przyjaciółmi. - Wyjaśnił Jack. - Ona wtedy nie mieszała się w tą całą walkę, więc nikomu to nie przeszkadzało.
-A Johnowi?
-No, jemu pewnie tak, ale jakoś to było. Widzisz, skoro jej się coś podoba to on się raczej nie czepia.
-To czemu już nie jesteście przyjaciółmi? - Spytała Katey.
-Tak po prostu. Ona jest z nimi, a my walczymy przeciwko nim... Ale nie mogę się z tym tak po prostu pogodzić, chciałem z nią po prostu pogadać.
-To było dawno, Jack. - Wtrącił Mistrz. - Powinieneś się z tym pogodzić..
-Nie mogę. Nie jestem bez serca! Nie wierzę, że nic już dla niej nie znaczę.
-Coż ona taka po prostu jest. - Odparł Mistrz. - Powinieneś się cieszyć, że Cię tam nie zabiła. Przecież mogła. A ty postąpiłeś po prostu głupio! Wiesz co ona teraz robi? Opowiada reszcie ryfterów co się stało.
-Wiem. Ale myślałem... - Powiedział Jack.
-Myliłeś się. Sądziłeś, że przejdźie na twoją stronę to niemożliwe, bo po pierwsze ona pasuje do nich, po drugie ona chce być taka, po trzecie ona kocha Johna. I jestem pewna, że ona wykorzysta to, że ją lubisz, przeciwko tobie. - Przerwał mu Mistrz. - A teraz kończmy już tą rozmowę, bo jest poźno.
Potem Mistrz wyszedł z komnaty.
Tymczasem ryfterzy romawiali na podobny temat, planując jednocześnie podbój ludzkości.
-Więc co teraz robimy? Nie możemy się dostać do miejsca w którym się ukrywają. - Spytał John.
-Hm.. to teraz nie problem. Sami do nas przyjdą. - Odparła za śmiechem Hailee. Wyciągnęła z kieszeni komórkę i zaczęła pisać smsa. - "Jack. Zmieniłam zdanie. Pogadajmy. Wpadnij do klubu o 17.00, jutro. Hailee."
-Nie sądzisz, że on domyśli się, że to pułapka? - Spytał John.
-Może. Ale nawet jeśli się domyśli, to przyjdzie... - Odpowiedziała dziewczyna.
-A wtedy... pozbędziemy sie go. - Dodał radośnie Tom.
-Napewno tego właśnie chcesz? - Spytał John, patrząc na Hailee.
-Tak, to przecież mój pomysł.
-Świetnie. Byłoby dobrze, gdyby Jack przyszedł sam, więc zrób coś, żeby zająć innych, Tom. - Powiedział John.
-Jasne.
A potem John objął Hailee ramieniem i oboje wyszli z pokoju. Tom stał przez chwilę bezruchu, a potem zniknął.
Kiedy Jack dostal eSeMeSa to az podskoczyl z radosci...
Katey widzac ten 'skok z radosci' spytala Jack'a:
-Co sie stalo?! Czyzby ta Hailee sie z toba umowila (troszke przeczytala mu w myslach, i stad zadala takie pytanie)?
-Yyyy... hmmmm... Nie, nie... To 'Serwis dowcipow', ktory przysyla mi jeden dowcip dziennie na eSeMeSa... - powiedzial roztargniony Jack
-Aha... - odpowiedziala z niedowierzaniem w glosie Katey...
Kiedy Jack nazajutrz wychodzil z komnaty przed 17:00, to...
Katey postanowiła go zatrzymać, bo miała przeczucie, że coś złego się stanie. Katey chciała o tym porozmawiać z Mistrzem lub z Billym, ale wszyscy wyszli koło 16, bo podobno coś złego stało się w mieście. Została tylko Katey, aby pilnować wszystkiego i Jack, który powiedział, że się źle czuje.
-Jack, gdzie idziesz? - Spytała Katey stając przed nim.
-Hm.. Do sklepu. - Odpowiedział szybko Jack.
-Mogę pójść z tobą?
-Nie, Katey. Potrzebuję trochę czasu dla siebie.
-Ja chyba wiem gdzie naprawdę idziesz! I nie możesz.. -Krzyknęła Katey, tracąc cierpliwość.
-Wybacz, Kat, ale śpieszę się. - Przerwał jej Jack. - Muszę iść, naprawdę. Powinnaś mnie zrozumieć.
A potem Jack wyszedł. Katey wybiegła za nim.
-Gdziekolwiek pojdziesz to ja idę z tobą! Nie mogę pozwolić, abyś zrobił coś tak głupiego! To pułapka, Jack, nie rozumiesz?
-Nie! Skąd wiesz, że to pułapka? Może ona naprawdę chce się ze mną spotkać!
-Jack! O czym to mówisz! Przecierz wiesz jacy oni są! Proszę nie idź tam.
-Muszę. Wybacz. Do zobaczenia. - Powiedział Jack, a potem po prostu zniknął.
Katey wybiegla z komnaty i pobiegla szybko do klubu...
Na dzwiach byl napis "Przepraszamy, od 16:30 do 17:30 NIECZYNNE!"...
Katey troche cwiczyla umysl i umiala sie przeteleportowac na dosyc mala odleglosc.
Wiec przeteleportowala sie za zamkniete dzwi klubu. A tam bylo trzech Ryfterow w tym Hailee, a Jack lezal na podlodze... Katey szybko przeteleportowala sie z powrotem za dzwi i wrocila do komnaty... Z komnaty zadzwonila do Mistrza na komorke, poniewaz jeszcze on i cala reszta oprocz Mark'a wyszla. Katey opowiedziala wszystko najpierw Mistrzowi przez komorke a potem Mark'owi.
Nie mogla uwierzyc, ze Jack byl taki naiwny i poszedl na spotkanie z Hailee...
Jack umial walczyć ale 3 Ryfterow na jednego Jack'a... Katey plakala bo nic nie mogla zrobic aby go ocalic. "Teraz stanie sie Ryfterem i bedzie po stronie 'swoiej' Hailee"... - pomyslala sobie...
Kiedy Mistrz usłyszał co się stało natychmiast wrócił do komnaty. Potem wszyscy zastanawiali się co robić.
-Musimy po niego pojść! Oni go zabiją! - Krzyczała Katey.
-Nie! - Odpowiedział Mistrz. - Nie możemy po niego iść! Oni właśnie tego chcą!
-Ale coś mu się stanie! Musimy mu jakoś pomóc.
-Coś wymyślimy... Napewno mu jakoś pomożemy. Ale teraz musimy się zająć innymi sprawami. Kilku ryfterów zaatakowało dziś rano szkołę. Musimy tam wrócić. Choć, oczywiście, jest to tylko wymysł Johna, abyśmy nie mogli powstrzymać Jacka przed pójściem do Hailee. Coż... do zobaczenia. - Powiedział Mistrz, a potem zniknął.
Katey wyszła z komnaty. Czuła się winna.
"To moja wina! Mogłam go jakoś zatrzymać!" - Myślała - "A teraz mam po prostu czeakć bezczynnie... Nie mogę. Pojdę tam!"
A potem Katey ruszyła w kierunku klubu. Wywieszka "Przepraszamy, od 16:30 do 17:30 NIECZYNNE!" zniknęła, klub był otwarty. Katey zawachała się. Jeśli po prostu tam wejdzie, to ryfterzy ją złapią. Katey nie walczyła nawet w połowie tak dobrze jak Jack, a ryfterzy byli bardzo silni i niebezpieczni.
"Co mam zrobić?" - zastanawiała się Katey. Nagle Katey zobaczyła napis nad drzwiami klubu. Pisało tam:
KLUB LUISIANE
zapraszamy codziennie od 13.00 do rana
specjalne życzenia, zadzwoń 37691734
Katey zawachała się, a potem wyciągnęła komórkę.
"Najwyżej się rozłaczę, jak coś zacznie się dziać..." - Pomyśłała, wykręcając numer.
-Halo? - Usłyszała Katey. To był głos Hailee.
-To.. ja..eee.. katey. - Powiedziała niepewnie Katey. Odeszła nieco od klubu i stała teraz przed sklepem muzycznym "Virgin".
-Przecierz wiem. Czego chcesz? - Odparła Hailee obojętnie.
-Czego chce?! - Spytała ostro Katey. Była wściekła. Jak ta cała Hailee może się tak zachowywać! Przecierz to przez nią Jack... - Jesteś idiotką! Jak mogłaś zrobić coś takiego, to po prostu ohydne! Jack mówił, że kiedyś byliście przyjaciółmi, ale ty widocznie już tego nie pamiętasz! - Katey wiedziała, że to co mówi nic nie da, ale chciała wyrzucić z siebie jakoś tą złość.
-Jesteś bardzo odważna. - Powiedziała zimno Hailee. - Albo bardzo głupia. Myślisz, że w tym sklepie obok mają najnowszą płytę Eminema?
-Co? W jakim sklepie? - Spytała zdumiona Katey.
-W tym, obok którego stoisz. W "Virgin".
-Więc..
-Tak, wiem gdzie jesteś. I powiedziałam o tym kilku osobom. - Odparła Hailee.
Katey odwróciła się i nagle zobaczyła Johna, Toma i jeszcze kilku ryfterów idących w jej stronę.
-Powodzenia. - Powiedziała ironicznie Hailee, a potem rozłączyła się.
Katey nie wiedziała co robić. Wiedziała, że nie da rady uciec, ani pokonać tych ryfterów.
Ryfterzy podeszli do Katey i otoczyli ją.
-No to mamy już dwójkę. - Zauważył John.
Potem John podniósł rękę, a Katey poczuła się jakby jakaś siła przeniosła ją w inne miejsce. Katey znalazła się w ciemnym, małym pomieszczeniu, w którym nie było drzwi ani oknien. Katey spróbowała się teleportować, ale jej się to nieudało. Jej komórka także przestała działać, więc nie mogła się z nikim porozumieć.
"Oh nie!" - Pomyślała Katey - "Nie tylko nie pomogłam Jackowi, ale jeszcze sama wpakowałam się w kłopoty..."
Tymaczasem ryfterzy rozmawiali:
-Więc mamy już dwójkę, wystarczy tylko poczekać na resztę. - Powiedział John.
-Myślę, że niebedziemy czekać długo... - Dodał Tom.
Kiedy Katey siedziala w tym pomieszczenu to jakby cale zycie stanelo jej przed oczami...
-"Mysle, ze ktos znajdzie mnie tu przed tymi cholernymi Ryfterami" - powiedziala cicho
Kiedy mistrz wrocil do komnaty, nie zastal Katey, ale domyslil sie gdzie poszla...
Zwolal narade najlepszych: Wojownikow, Magow, Kontrolerow i Wladcow umyslu.
MUSIMY ODBIC KATEY! - wykrzyczal Mistrz - Wiem gdzie ona sie znajduje... ale klucz do portalu, ktory nas tam przeniesiema tylko Hailee. Wiec robimy cichy napad na Hailee zabieramy klucz [lub ewentualnie niszczymy Hailee] i idziemy do portalu.
-Ale Mistrzu... Ryfterzy napewno wiedza co my szykujemy - powiedzial spokojnie Mark
-Na pewno zrobili juz zasadzke! - krzykal Bill
-Tak... Zasadzke! - krzyknal jakis mezczyzna
W komnacie zrobil sie charmider.
-CISZA! - krzyknal Mistrz - Wiem, ze nie wszyscy wrocimy z tamtad calo, ale...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Black Star
Administrator
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:19, 13 Wrz 2005 Temat postu: |
|
|
TERAZ 2 CZĘŚĆ:
-To zbyt niebezpieczne! - Powiedział jakiś mężczyzna. - Oni mogli na siebie bardziej uważać.
-Musimy ich uratować. - Odpowiedział Mistrz.
-Ale może jest jakiś inny sposób? - Odezwał się nagle Mark. - Bo tam napewno jest pełno ryfterów, poza tym byłaby to walka na ich terenie... prawie nie mamy szans.
-Mark ma rację. - Powiedział Billy. - Może jakiś podstęp? No bo ci ryfterzy napewno spodziewają się, że tam pojdziemy.
-To oczywiście prawda, ale musimy ich jakoś uratować.
Tymczasem Katey wciąż siedziała zamknięta w pokoju i zastanawiała się co robić.
"Muszę się z tąd jakoś wydostać. Przecierz tu musi być jakieś wyjście." - Myślała Katey. Nagle usłyszała jakieś głosy dochodzące zza ściany. To ryfterzy rozmawiali.
-Wszystko gotowe. - Mówił Tom. - Jeśli tu przyjdą, to już po nich.
-Dobrze. - Odpowiedział John. - Hailee, gdzie jest klucz do portalu?
-W Delcie, oczywiście. - Odparła Hailee.
-Dobrze. A gdzie jest Jack?
-Też gdzieś w Delcie. Ale nie sądzę, żeby miał tam jeszcze długo pożyć. Jest słaby, i jeśli oni nie przyjdą go uratować, to on zginie. - Odpowiedział Tom.
-Dobra. To wystarczy tylko poczekać.
A potem trójka ryfterów zniknęła.
Tymczasem ludzie....
Mysleli nad sposobem odbicia Katey i Jack'a.
-A moze sa w Delcie? - powiedzial ktos z tlumu
-No moze... Ale najpierw musimy sprawdzic na ziemi. - powiedzial Mistrz
- To na co czekamy?! - zapytal Mark
-Na noc. - odp. Mistrz
-No faktycznie, zaatakujemy w nocy.
Kiedy nadeszla noc...
Wszyscy byli już gotowi.
-Pamiętajcie, kiedy wejdziemy do klubu, musimy być ostrożni. - Powiedział Mistrz.
-Ale to klub nocny. - Odpowiedział Mark. - Tam będzie pełno ludzi.
-Wiem. Ale mimo to musimy uważać. Ryfterzy napewno szykują zasadzkę. A teraz chodźmy. Najpierw rozejrzymy się w tym klubie, a potem wejdziemy w Deltę.
I potem wszyscy poszli do klubu.
-Wszystko wygląda normalnie. - Powiedział Billy. - Nie widzę żadnych ryfterów, ani nic.
-To napewno jakiś podstęp. - Powiedział Mistrz.
-Gdzie teraz idziemy? - Spytał Mark.
-Tędy. - Powiedział Mistrz wskazując na drzwi z napisem "Tylko dla personelu klubu. Nieupowarznionym wstęp wzbroniony" To jest pokój Hailee, tam znajdziemy klucz.
Mistrz wyciągnął rękę i drzwi się otworzyły. Weszli do pokoju.
-Tu nikogo nie ma! - Zauważył Billy, rozglądając się po pokoju.
-To dziwne...coś jest nie tak... - Powiedział Mistrz. - Rozejrzyjcie się, może gdzieś tu jest ten klucz!
A wtedy....
W pokoju pojawila sie dziwna postac. Miala metalowe naramienniki, skorzane spodnie (w niektorych miejscach pokryte metalowymi plytkami [metal byl malowany na niebiesko]) i dziwny metrowy [takze pokryty metalem] kij z jakims dziwnym jakby duzym niebieskim diamentem na koncu. Postac powiedziala:
-Nareszcie jestescie... - zupelnie spokojnym glosem
-Kim jestes?! - spytal Mistrz
-Nie Ryfterem ani wrogiem tylko przyjacielem...
-Dlaczego mamy Ci wierzyc?
-Bo WALCZE z Ryfterami. Dowiedzialem sie, ze Ryfterzy porwali waszych dwoch czlonkow. Jestem z zakonu Straznikow ([[jakby ktos z Was (czyli tych co to czytaja) gral kiedys w Gothic'a 1 to ta postac wyglada jak Straznik Swiatynny z obozu Bractwa]])
-A skąd mamy wiedzieć, że nie jesteś jednym z ryfterów i że to jest pułapka? - Spytał podejrzliwie Billy. - Masz w ogóle jakieś imię?
-Jestem Strażnik Lares. I wiem gdzie ryfterzy ukryli klucz do portalu. Chodźcie ze mną, pokarzę wam.
-Właściwie i tak nie mamy wyboru... - Powiedział Mistrz i wszyscy ruszyli za Strażnikiem Laresem.
-Więc wy też walczycie z ryfterami? - Spytał Jack.
-Tak. - Odpowiedział Strażnik Lares. - Hailee ukryła klucz gdzieś w Delcie,ale myślę, że wiem gdzie....
-Więc musimy wejść w Deltę, znaleść klucz, potem uwolnić Katey, potem uwolnić Jacka i uciec z tąd zanim ryfterzy dowiedzą się, że tu jesteśmy? - Spytał Mark.
-Aha. Właśnie. Chyba się uda. - Odpowiedział Mistrz.
-Ale...chyba ktoś musi tu zostać i pilnować ciał, kiedy reszta będzie w Delcie. - Odezwał się Billy.
-Racja, ale moja moc może sprawić, że ciała i ta osoba będą niewidzialne i niewyczuwalne. - Odpowiedział Strażnik Lares.
-Jakie będą? - Spytał Mark.
-Niewyczuwane. To znaczy, że ryfterzy nie będą wiedzieli, że ktoś tu jest.
-Więc ja mogę tu zostać a wy idźcie. - Powiedział Mark. - Powodzenia.
A potem Mistrz, Strażnik Lares, Billy i jeszcze parę osób weszło w Deltę. Mark został sam. Nagle Mark usłyszał kroki na korytarzu i po chwili ktoś otworzył drzwi do pokoju...
Mark mial sekude aby cos wymyslic, wiec... Showal sie pod lozko. Hailee go nie zauwazyla... Otworzyla tylko drzwi do pokoju weszla na chwilke do niego aby sprawdzic czy Bill i reszta sa w pokoju...
Hailee rozejrzała się po pokoju. Mark trochę się bał, że ona go zauważy, ale przypomniała sobie, że podobno ma być niewidzialny i niewyczuwalny. Ale mimo to wolał nie wychodzić z pod łóżka. Po chwili Hailee wyszła z pokoju. Mark postanowił iść za nią, bo miał nadzieję, że dowie się czegoś ciekawego (np. gdzie jest Jack, lub Katey). Hailee szła przez chwilę korytarzem a potem podeszła do czarnych drzwi i zapukała. Nic się nie wydarzyło.
-John! - Zawołała Hailee. - Jesteś tam? Masz trochę czasu?
Drzwi otworzyły się i wyszedł John.
-Dla ciebie to ja zawsze mam czas, skarbie. Coś się stało?
-Nie...wiem. Mam jakieś dziwne przeczucie, że coś złego się stanie.. Wiem, że zwykle nie wierzymy w takie rzeczy, ale zdaje mi się, że coś jest nie tak.
-Hm... ale przecierz wszystkiego pilnujemy. Będziemy wiedzieć, kiedy tylko oni tu wejdą.
-Wiem. Ale...
-Jeśli to Ci poprawi humor możemy teraz zabić Jacka i Katey. Wtedy nawet jeśli się coś stanie, to ta dwójka nie będzie już nigdy problemem.
"O nie!" - Pomyślał Mark, który wciąż stał za Hailee i podsłuchiwał.
-Może masz rację.
-To chodźmy, zabijemy i zaraz.
-Nie! - Krzyknął Mark. W tej samej chwili John i Hailee przerwli rozmowę i spojrzeli prosto na Marka.
"Ooo!" - Pomyślał Mark - "Jestem niewidzialny i niewyczuwalny, ale wciąż mogą mnie usłyszeć! A jeśli raz mnie usłyszeli, to cała ta moc, która mnie ochrania przestaje działać! Teraz wiedzą, że tu jestem!"
-Wiesz, Hailee, chyba zacznę wierzyć w twoje przeczucia... Wygląda na to, że mamy towarzystwo. - Powiedział John.
A potem oboje zaczęli iść w kierunku Marka, który odwrócił się i zaczął uciekać...
Mark jest dobrym wojownikiem, wiec odwrocil sie twarza do Ryfterow, popatrzyl na nich i 'stworzyl' bardzo jasno niebieska (prawie przezroczysta sciane. Zatrzymalo to Ryfterow na chwile, ale nie na dlugo. Mark uciekal do komnaty, bo wiedzial, ze tylko tam bedzie bezpieczny... Po drodze do komnaty zobaczyl pol-Ryfterke, ktora takze mieszkala z nim w komnacie.
-Misty musimy uciekac! - powiedzial do pol-Ryfterki
-...
-Dlaczego mamy uciekać? - Spytała go Misty.
-Bo ryfterzy mnie gonią. Szybko! - Odpowiedział Mark.
-To niedobrze! - Krzyknęła Misty. - A co z resztą?
-Chyba są w Delcie i nic im nie będzie. Ale my musimy uciekać. - Wyjaśnił Mark.
-Tędy. - Powiedziała Misty. - To skrót.
I oboje pobiegli.
Tymczasem Mistrz, Strażnik Lares, Billy i jeszcze parę osób nadal szukało w Delcie klucza do portalu.
-Czy ktoś ma jakiś pomysł, gdzie ten klucz może być? - Spytał Billy.
-Może być wszędzie. - Odpowiedział Mistrz. - Ale myślę, że uda nam się go znaleźć. Rozdzielmy się i niech każdy szuka. Jeśli ktoś znajdzie, to niech zawiadomi resztę. I uwaga: tutaj może być dużo ryfterów, więc bądzcie ostrożni.
A potem wszyscy się rozdzielili...
Kiedy Mark i Misty wbiegli do komnaty to Mark zaczal opowiadac wszystko pol-Ryfterce.
Tymczasem Billy w Delcie zobaczyl przez mgle dziwny dom, ktory zamiast drzwi i okien mial lustra. Zaciekawiony Billy wszedl do domu (lustro, ktore bylo zamiast drzwi mialo klamke). Dom zamiast podlogi mial lustro, oraz 'lustrzane' schody prowadzace na wyzsze pietro. Kiedy Billy szukal klcza po tym domu, znalazl...
....dziwny pokój, który w przeciwienstwie do całego domu, nie był zrobiony z luster... W pokoju siedziała mała, może pięcioletnia dziewczynka.
-Cześć! - Powiedziało dziecko, gdzy tylko Bill wszedł do pokoju.
-Jesteś ryfterem? - Spytał podejrzliwie Billy.
-Nie... - Odpowiedziała dziewczynka, kręcąc głową.
-Aha...Więc co tu robisz? - Spytał Billy.
-Jestem tu zamknięta...już od lat....
-Przykro mi. - Powiedział Billy. - Ale muszę isć szukać klucza. Potem tu wróce.
-Nie idź! - Poprosiła go dziewczynka. - Ja nie mam tu żadnych przyjaciół.... Zawsze jestem sama...
-No... a nie możesz stąd wyjść?
-Nie. Nie mogę. - Odpowiedziała dziewczynka.
W tej samej chwili obok Billego pojawił się jeden z jego przyjaciół - Steve, który też szukał klucza.
-Billy! Mistrz znalazł klucz, musimy szybko iść...Kto to? - Dodał patrząc na dziewczynkę.
-Ja..mam na imię Sara. - Przedstawiła się dziewczynka.
-To fajnie. - Przerwał jej Steve. - Billy, musimy iśc, naprawde.
A potem oboje przenieśli się w inne miejsce. Stał tam już Mistrz, Strażnik Lares i parę innych osób.
-Co tak długo? - Spytał Mistrz.
-Chodzi o to...widziałem coś dziwnego! - Wyjaśnił Billy.
-Co widziałeś?
-Dom prawie caly w lustrach. W jednym pokoju, w ktorym o dziwo nie bylo luster siedziala dziewczynka... Powiedziala, ze ma na imie Sara... - powiedzial z zaciekawieniem w glosie Bill
-Sara powiadasz... - odpowiedzial Straznik Lares
-Tak
-A wiec widziales ja... Musimy tam wracac. Istnieje legenda, ktora mowi, ze 'jak ktos uwolni Sare to dostanie to czego chce'... - powiedzial Mistrz
-Ale ona muwila, ze nie moze wyjsc z tego pomieszczenia! Wiec jak ja uwolnimy?! - powiedzial Billy
-Ja znam sposob... - powiedzial Straznik Lares
-...
-Ale... kim ona jest? I dlaczego siedzi zamknięta? - Spytał Billy.
-Tego chyba nikt nie wie.... - Odpowiedział Mistrz.
-JA wiem. - Przerwał Strażnik Lares.
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem.
-Ty wiesz? - Spytał Steve.
-Wiem.
-To kim ona jest?
-Sara jest....ee...Sara jest...ona jest...
-No, kim??
-Córką Johna i Hailee, jeśli można to tak nazwać....
-CO?!?!?!? - Krzyknęli wszyscy.
-Ale to przecierz nie ma sensu... Po co mieli by zamykać własną córkę? - Powiedział Billy.
-Coż, to proste. Sara nie ma żadnych mocy, więc nie jest im potrzebna...
-Więc pozybyli się jej, bo ona nie ma mocy? To okropne...
-Tak, to okropne. Ale czego się spodziewałeś? W każdym razie jest legenda, że ten kto uwolni Sarę, dostanie to czego chce. A najlepsze jest to, że ryfterzy nie wiedzą o tej legendzie, więc pewnie nie bedzą starali się jej chronić.... Chodźmy. - Powiedział Mistrz.
A potem...
Wszyscy razem wbiegli do lustrzanego domu. Billy zaprowadził ich do pomieszczenia dziewczynki.
-Musimy tylko ... -Zaczął strażnik
-Chwileczke gdzie jest mistrz! -Krzyknął Billy. Dopiero teraz zauwarzono brak nauczyciela.
______
Mistrz właśnei podnosił się z posadzki. Rozejżał się po pomieszczeniu do jakiego trafił. Wokół były same lustra.
-Czekałem na ciebie nauczycielu. -Powiedziała jadowitym tonem jakaś postać zza pleców mistrza. -Ciężko jest cię zwabić w płapke.
Mistrz spokojnie się obrócił i spojrzał w jeden z kątów pokoju. Stał tam chłopak około 20 ubrany w czarny strój. Na twarzy miał czarną chuste zasłaniającą dolną część głowy.* Jego wlosy była całe białe. Spięte z tyłu w samurajski ogon**.
-Przyznam zaskoczyłęś mnie z tym lustrem na podłodze. -Powiedział spokojnie mistrz -Nie widzenai włąsnego odbicia może troche wyprowadzić człowieka z równowagi.
-Nauczył mnie tego mój sensei Janusie...
Nastałą chwila ciszy. Mistrz patrzył lekko zaskoczony na ninje. Niewiele osób znało jego imie...
-Kim jesteś? -Zapytał wkońcu.
-Jestem tym który szuka zemsty. Ludzie wołają na mnie nemezis. Me prawdziwe imie nie jest ważne. Ważne jest to że człowiek który mnie nauczył żyć zginął z twojej ręki. Zapłacisz za zabicie mojego Sensei!!!
Następnie wyprostował swoją prawą reke i utworzył dłoń. Wyleciało z niej zielone światło które przyjeło kształt ostrza. Mistrz patrzył na to starając się zrozumieć co się dzieje. Nemezis stosował właśnie technike której nie widział od kilkunastu lat.
Gdy ostrze było już gotowe Nemezis rzucił się na Janusa prubując zadać cios. Janus posłał kilka fal energi na wroga jednak ten je wyminął. Wkońcu mistrz skupił całą swoją moc i uderzył w sufit. Nagle wszystkie lustra zaczeły pękać a Janus wraz z ninją przenieśli się spowrotem do pokoju Sary...
*widział ktoś jak ninja wygląda? =] To podobnie.
**Od czaszki do ogona prowadzi taka cienka linia zanim on zacznie się rozwidlać.
"Nagle wszystkie lustra zaczeły pękać a Janus wraz z ninją przenieśli się spowrotem do pokoju Sary..."
-Jeszcze porzałujesz! - Krzyknął ninja do Mistrza przygotowując się do zadania kolejnego ciosu.
-Co sie dzieję? - Spytał zdumiony Billy.
-Potem to wyjaśnie! - Odkrzyknął Mistrz. - Uratujmy Sarę i wynoście się stąd.
-Ale.....- Zaczął Billly.
-Idźcie! Ja sobie poradze. - Przerwał mu Mistrz.
W tej samej chwili ninja, kożystając z chwilowej nieuwagi mistrza uniósł rękę i zadał kolejny cios. Mistrzowi udało się jednak uchylić. Ostrze rzucone przez ninje trafiło w ścianę i rozwaliło ją.
-POżałujasz tego co zrobiłeś!!!! - krzyczał Ninja, rzucając kolejne ostrza.
W tej samej chwili odezwał się czyjść spokojny lecz ostry głos.
-Co się tu dzieje, do jasnej cholery?
Wszyscy się odwrócili, zapominając o walce.
W drzwiach pokoju stała Hailee.
-Z tobą się poźniej policze! - Krzyknął ninja patrząc na dziewczynę wściekłym wzrokiem.
-Aha. Powodzenia. - Odparła Hailee ironicznie.
-Może sobie pojdziemy a oni wykończą się nawzajem? - Spytał Mistrza cicho Billy.
Tymczasem ninja atakował Hailee, która jednak bez trudu radziła sobie z jego ciosami....
-Czego ty wogóle chcesz? Jesteś kolejnym obrońcą ludzkości? - Spytała drwiąco Hailee.
-NIENAWIDZE CIEBIE. - Odpowiedział ninja.
Mistrz stał i patrzył na walkę, myśląc nad czymś intensywinie.
Nagle coś sobie przypomniał.
-Wiem już kim jesteś. - Powiedział do nemezis.
-Co? - Ninja odwrócił się na chwile. Ten moment wykorzystała Hailee i jednym zdecydowanym ciosem posłała go prosto na ściane.
-DOŚĆ! -Krzyknął nagle Billy.
Wszyscy spojrzeli na niego.
-E.... - Zaczął Billy zaskoczony tym że ktoś go jednak posłuchał. - Może ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi?
-Ja wyjaśnie. - Odpowiedział Mistrz.
Nemezis upadł na podłoge i plunął dwa razy krwią. Potem podniusł się i wytarł usta rękawem. Z szyderczym uśmiechem znowu zaczął atakować. Hailee zaczeła unikać jego ciosów. Jednak coś było nie wporządku. Z każdym pchnięciem ciosy Nemezisa stawały się coraz bardziej precyzyjne i szybsze. W końcu Nemezis musnął kawałek ramienia Hailee.
Dziewczyna upadła na kolano. Z dziury na ramieniu wypłyneła kropelka krwii. Następnie rana się zasklepiła.
-Jak to możliwe? -Zapytała sama siebie. -Żaden człowiek nigdy nie zranił mnie.
-Nie pamiętasz? -Krzyknął Nemezis. -Sama mnie tego uczyłaś!
Tymczasem w pokoju obok Janus opowiadał swojim ucznią część przeszłości.
-Należało by zacząc od tego że nie tylko my walczymy z ryfterami... Są różne organizacje mniej lub bardziej utajnione. Jedną z nich był Lotos. Grupa ludzi która walczyłą tylko w bliskim starciu. Ich przywódca Shi-han był mojim przyjacielem. Kiedyś weszliśmy razem do delty w poszukiwaniu czegoś co mogło by odmienić losy wojny. Gdy znaleźliśmy miejsce którego szukaliśmy .. wpadliśmy w plapke napadła nas grupa ryfterów wyższej rangii. Shi chciał ich odciągnąć żebym ja miał czas ostrzec reszte naszych przyjaciuł. Razem z ryfterami była Hailee... I to właśnie przed nią miałem ją ostrzec. To ona zabiłą mojego przyjaciela. Ten Ninja w pokoju obok... to Raiuy przybrany syn Shi-han'a
-Dobra -Powiedział Billy. -Ale my tu gadu gadu a tamci dwaj wariaci zaraz się zabiją. Wole nie czekac aby zobaczyć kto przeżyje!
Wszyscy ruszyli spowrotem do pokoju. Nagle Billy sie zatrzymał.
- Więc dlaczego ten ninja chce cie zabić? - Spytał Mistrza. - Przecierz walczyliśce po tej samej stronie.
- On chyba oskarża mnie o śmierć Shi-han'a... - Wyjaśnij Mistrz. - Potem wam to jeszcze wyjaśnie. A teraz chodźmy.
Weszli do pokoju, spodziewając się zobaczyć walkę.
Ale gdy weszli, zobaczyli tylko nemezis, który rozglądał sie ze zdumieniem po pokoju.
-Gdzie ona jest?!?!?! - Spytał ostro ninja, najwyraźniej kierując to pytanie do Mistrza i Billego.
-Nie wiemy... - Odparł niepewnie Billy.
- W takim razie.... Ciebie się najpierw pozbęde! - Krzyknął ninja podchodząc do Mistrza. - To twoje wina, że Shi-han zginął!
- Nie. Shi-han był moim przyjacielem! - Odpowiedział Mistrz. - Nie chce z tobą walczyć!
- Bedziesz musiał! - Krzyknął ninja. - Musze pomścić śmierć Shi-han'a!
- Ale czy zapomniałeś, czego Shi-han cie uczył? Powinniśmy walczyć z ryfterami, a nie przeciwko sobie!
- Ale to przez ciebie zginął! Mogłeś co jakoś uratować!
- Nie mogłem! Wiesz przecierz, że wtedy walka z ryfterami wyglądała inaczej! Nic o nich niewiedzieliśmy! Nie mieliśmy żadnych szans!
- Więc, dlaczego ty żyjesz, i wszyscy inni żyją, a Shi-han nie przeżył?
- Nie wiem. Naprawde.
Raiuy skupiłą całą swoją neergie życiową na stworzeniu ostrza. Wkońcu pojawiło się. Zielona poświata wokół miecza świeciła tak mocno, że na chwile oślepiła Billego. Ninja uniusł je do góry chcąć wykonać ostateczny atak.
Blilly z kamienną twarzą patatrzyła na to co się dzieje.
-Nieeee! -Krzyknął wyciągając przed siebie ręke. Wyleciałą z niej fala tak silna że na chwile odrzuciła ninje.
Raiyu padła na podłoge zdziwiony tka silnym ciosem. Przez mgłe szaleństwa zobaczył jak ktoś do niego podchodzi i przystawia mu coś ostrego do piersi.
-Uspokój się Raiyu! -Krzyknął jakiś głos nad nim!
-Wykończ mnie! Nie chce żyć ze świsdomością że zawiodłem Sensei!
-Jak mógłbym zabić przyjaciela.
Potem do nemezisa zaczeła docierać rzeczywistość. Stał nad nim człowiek w zbroji. Nad swoją piersią zobaczył miecz. Ten miecz coś mu przypomniał.
-Lares? -Wyszeptał i zemdlał.
Tymczasem w kwaterze głownej ryfterów:
Hailee weszła do pokoju i wyglądała bardzo spokojnie jak na kogoś, kto przed chwilą stoczył dość ciężką walkę.
Podeszła do biurka. Potem wyjęła z kieszeni mały, srebrny klucz i otworzyła nim jedną z szuflad.
W szufladzie leżała czarna, duża koperta. Hailee wzięła ją i schowała do torabki, po czym wyszła z pokoju. Przeszła przez ciemny korytarz, a potem weszła znów
do jakiegoś pokoju. Stał tam John i kilku innych ryfterów.
- John. - Powiedziała Hailee, przerywając ryfterom. Spojrzała przelotnie na Johna a potem wyszła.
- Zaraz wróce. - Powiedział John, a potem również wyszedł z pokoju.
- Co jest? Bo jestem nieco zajęty.
- Miałeś zabić Raiyu. Już dawno temu. - Odpowiedziała dziewczyna.
- Zrobiłem to..... - Zawachał się John. - To znaczy.... zleciłem naszym najlepszym ryfterom, żeby to zrobilil.
- Ale im coś nie wyszło. - Odpowiedziała Hailee ironicznie.
- Więc on żyje.
- Tak, żyje.
- Nie martw się. Pozbędę się go.
- No, mam nadzieje. - Odpowiedziała Hailee. - A teraz wychodze.
John spojrzał na nią ironicznie.
- Jesteś zła? Obraziłaś się? - Spytał ją.
Hailee roześmiała się.
-Coś ty! Poprostu mam coś do załatwienia.
- Ale zobaczymy się wieczorem? - Spytał John.
- Jasne. - Odparła Hailee.
Po czym John wrócił do pokoju. Hailee została sama.Stała przez chwile bez ruchu, a potem wyszła z kwatery ryfterów.
Poszła w kierunku miasta. Szła przez jakis czas, aż dotarła do małego domu, stojącego przy 7 ulicy.
Tylko, że to oczywiście nie był zwykły dom. Była to Kwatera Ninja, więc oczywiste jest to, że Hailee nie bywała tam zbyt często.
Ktoś mógłby pomyśleć, że jej przyjście do takiego miejsca, to świadome wystawianie się na niebezpieczeństwo, ale w świecie rzeczywistym Hailee nigdy nie musiała się niczego obawiać.
Hailee podeszła do drzwi. Potem wyjęła z torebki czarną kopertę. Położyła ją pod drzwiami, zadzwoniła, a potem odeszła.
Kiedy tylko odeszła drzwi się otworzły. Wyszedł przez nie jakiś ninja i podniósł koperte.
- Będziemy mieć chyba duże kłopoty.... - Powiedział do siebie.
- Co się właściwie stało? - Spytał drugi ninja, który również wyszedł z domu.
- Sam zobacz. - Odpowiedział pierwszy i pokazał drugiemu zawartość koperty.
- O kurcze. - Powiedział drugi. - No to naprawde mamy problem.
Lares stał kucnął nad przyjacielem. Cóż za ironia. Gdy się poznali to on leżał pół martwy na ziemi. No cóż historia lubi się powtarzać.
-Dlaczego wasz kolega śpi? -Powiedziała Sara zza pleców wszystkich. -Mogę się z wami pobawić?
Wszyscy popatrzyli zdziwieni na dziewczynke. Przez ten cały zamęt całkowicie zapomnieli o jej istnieniu. Lares popatrzył na nią w pełnym skupieniu.
-Trzeba ją wydostać z tąd.
Tymczasem Raiyu błądził w wiecznej ciemności. Jednak w morku pojawiło się małe światełko. Które w miare gdy się do niego zbliżał rosło. Wkoncu zaeczeło się przyjeło kształt człowieka.
-Sesnesi! -Krzyknął Raiyu i padł na kolana.
Czlowiek ten obrucił się i spojrzał na ninje. Wyciągnął dłoń i położył ja na głowie swojego ucznia. Z miejsca gdzie stykały się ich ciała zaczeło świecić złote światło. Przez chwile przez umysł Raiyu przepłyneła fala wspomnień. Widział jak jak jego mistrz i Janus idą przez delte. Potem zobaczył wszystko co się zdarzyło po napadzie ryfterów. Po chwili zauwarzył jeszcze coś. On to wszystko oglądał z oczu Sensei...
-A teraz moje dziecie obudź się. -Powiedział jego sensei i zniknął.
Janus trzymał dłonie nad sercem i głową Ninjy. Raiuy wkocu zaczął się budzić.
-Nareszcie ... -Powiedział Janus.
-Nie rozumiem leczymy go tylko po to aby nas zabił? -westchnął Billy.
-Raiuy nie jest szaleńcem. Nie pokona nas wszystkich w uczciwej walce.
-A kto powiedział ze on będzie walczył uczciwie?
-To ninja. Nie moze złąmać zasad swojego honoru.
-Nie jestem ninją. -Powiedział Raiuy budząc się do życia. -Prawdziwi ninja zgineli wraz z sensei.
Tymczasem w kwatrzerze głownej Ninja, trwało właśnie ważne zebranie.
- Coś musimy zrobić! Według umowy mamy 24 godziny... - Mówił jeden ninja.
- Właściwie, to mamy juz tylko 20 godzin... troche czasu już minęło - Odparł inny.
- Nie możemy wpadać w panike. - Odezwał się jeszcze inny ninja, wyglądający na przywódce.
- Ale... jesli ktokolwiek się o tym dowie, to bedzie koniec.... NASZ koniec.
- Wiem. Więc nie mamy wyboru. Musimy udać sie do "Mistrza" po rade....
- Ale... jak on nam pomoże... nie wiedząc o co chodzi?
- Nie wiem.... musimy spróbować! Zaraz spróbuje nawiązać z nim jakiś kontakt...
Potem ninja-przywódca wyszedł, a reszta stała ze smutnymi minami.
Tymczasem Hailee weszła własnie spowrotem do kwaterzy ryfterów.
- O, jesteś już. - Przywitał ją John. - Gdzie byłaś?
- Załatwiałam... stare sprawy... - Odpowiedziała cicho Hailee. Na jej twarzy pojawił sie zimny, szatański uśmiech.
- Jakie sprawy? - Spytał John, patrząc na nią uważnie.
Przez chwile nic sie nie działo, a potem John uśmiechnął się w ten sam sposób, co Hailee. Zrozumiał.
- No... widzę, że postanowiłaś sama zająć się tym wszyskim... Nie wiedziałem, że jesteś taka niecierpliwa.
- Niecierpliwość to ludzka cecha. - Odpowiedziała Hailee, patrząc na niego zimno. - Ja po prostu wiem, że pewne sprawy muszę załatwić sama, żeby załatwić je dobrze.
- Nie ufasz mi? - Spytał John.
Hailee milczała, nie patrząc na Johna. A potem podniosła głowe i spojrzała na niego swoimi spokojnymi, zimnymi oczami.
- Znasz mnie. - Powiedziała ironicznie, wiedząc, że to nieprawda. Jej osobowość była jak zamknięty pokój, do którego nikt nie miał klucza. Hailee nikomu nie ufała i nikomu się nie zwierzała. Nigdy też nie była smutna, nie żałowała żadnej rzeczy popełnionej w życiu, nie martwiła sie, nie dawała sie łatwo zaskoczyć. Wszystkie te cechy i jeszcze wiele innych sprawiały, że była istotą, inną niż wszyscy ludzie i wszyscy ryfterzy. Nie można jej było poznać.
- Hailee, posłuchaj... - Zaczął John.
- Przepraszam. - Przerwała mu Hailee. Uśmiechnęła się lekko, a jej oczy przybrały jakby cieplejszy kolor, przez co zdawała sie odrobinę bardziej ludzka. - Nie chciałam tak mówić.
- Nieważne. Zapomnijmy o tym. Ile ci ninja mają czasu?
- Jeszcze 20 godzin. - Odpowiedziała Hailee. Potem uśmiechnęła sie znowu, i poszła spokojnie do swojego pokoju.
John uśmiechnął się sam do siebie, po czym też odszedł.
-Raiuy. -Zaczął Lares. -Dawno cię nie widziałem.
-Można powiedziec że dawno nie byłem widziany. -Odpowiedział Raiuy na widok przyjaciela. -Ostatnie pare lat spędziłem w cieniu.
-Eeee... my tu gadu gadu... Ale niezapominajmy po co tutaj jesteśmy. -Powiedział Bill.
-On ma racje. -Dodał mistrz. -Przybyliśmy tutaj żeby uratować przyjaciuł. Więc chyba czas się do nich dostać... -A następnie zwrócił się do Laresa. -Więc uwolnij Sare.
-Jaką Sare? -Zapytał Ninja.
-Tą dziewczynke... -Zaczął Lares gdy zobaczył że nigdzie jej nie ma.
Sara znikneła. Najwidoczniej podczas gdy wszyscy skupiali uwage na Raiuy dziewczynka gdzieś znikneła.
-Gdzie ona jest? -Krzyknął Billy i zaczął ją szukać.
-Pewnie poszła do matki... -Powiedział spokojnie Raiuy.
-Tylko że ona nie mogła stąd wyjść. -Dokończył za nigo Lares.
-Nie mogła. Dopuki jej matka nie dowiedziała się że tutaj jesteśmy. -To poweidział Janus.
Jednak po chwili wszyscy zrozumieli że to jest oczywiste. Hailee musiała zabrać swoje dziecko jak zobaczyła tutaj Janusa. Może niewiedziała po co tutaj jest ale napewno domyśliła się że chodzi o coś z Sarą.
-Więc co robimy? -Zapytał Bill.
-Jak to co wyrównujemy rachunki. -Powiedział Raiuy i stworzył ostrze umysłu.
-Skąd wiem ze mogę tobie ufać?
-Jakybm chciał to bym was dawno zabił. A bynajmniej prubował.
-Przecież to robiłeś! -Krzyknął Bill.
-Szczegóły...
Tymczasem Janus czuł obcą wole w swojim mózgu. Najpierw sprubował ją wypchać ze swego umysłu... Ale wkońcu zrezygnował i zaczął tworzyć bariere aby ten obcy nie dostał się tam gdzie nie powinien.
"Czego chcesz" -Wysłał pytanie.
"Pomocy."
"Jakiej?"
Potem zobaczył obrazy które pokazywały rodzaj problemu. Gdy zrozumial o co chodzi.
"Kim jesteś że mnie prosisz o taką rade?"
"Przyjacielem."
Tymczasem Lares wraz z innymi szli po śladzie Hailee. W końcu doszli tam gdzie chcieli. Do miejsca w którym zaczeła się ich wędrówka. Klub nocny Luisiane. Ich kryjówka w obu światach jest ta sama. Zawsze ta sama. Z tyłu podszedł Mistrz.
-Raiuy musze ci coś poweidzieć.
-Nie czas na rozmowy. -Powiedział Lares przejmując dowódctwo. -Porozmawiacie jak odbijemy waszych przyjaciuł... -"Albo zginiemy".
- Musimy być ostrożni. - Powiedział Lares. - Tu jest bardzo niebezpiecznie. Ryfterzy są dosłownie wszędzie i jest jeszcze Hailee... dlatego uwolnimy waszych przyjacół i Sarę, a potem uciekniemy... Rozumiecie? Żadnych walk na terenie ryfterów. To nie bezpieczne.
A potem wszyscy weszli do kubu i szli powoli ciemnym korytarzem.
Tymczasem większość ryfterów pilnowała Jack'a, Katey i Sary. John i Hailee siedzieli natomiast w pokoju Johna i rozmawiali.
- Ninja mają jeszcze 19 godzin. - Zaczął John. - Jeśli do tego czasu czegoś nie zrobią, to....
- Porzałują. - Dokończyła za niego dziewczyna.
- Własnie. - Odezwał się znów John. - Zabrałaś Sare?
- Taaa. - Odparła Hailee. - Zamknęłam ją w Nieprzepartej Klatce1. -
- A klucz? -
- Tutaj. - Odpowiedziałą dziewczyna wyciągając z kieszeni mały, złoty kluczyk.
- Daj mi go. -
Hailee podała mu klucz.
- Ciekawe czego oni wógle chcą od tej Sary. - Zastanawiał się na głos John.
- Pewnie myślą, że ona ma jakieś... zdolności. - Powiedziała ironicznie Hailee. - Idioci....
W tej samej chwili zadzwonił telefon.
Hailee odebrała.
- Halo? - Odezwała się.
Przez chwle panowała cisza.
- Tak, to ja. - Powiedziała znów Hailee.
Potem znowu nastała cisza.
Hailee odłożyła na chwile telefon, spojrzała na Johna i uśmiechnęła się znacząco. A potem znów wzięła słuchawke.
- Mais oui2. - Powiedziała do telefonu. - J'avais attendu votre appel.... 3 -
Znów nastąpiła krótka przerwa.
- Non, vous aviez toujours 18 heures. 4 - Odezwała się znów dziewczyna. - Ainsi, savez-vous ce qui à faire? 5 -
Tym razem przerwa była nieco dłuższa, jakby ktoś coś wyjaśniał, tłumaczył.
- Aha. - Mówiła znów Hailee. - Parfait6. -
I kolejna przerwa.
- Aucun problème. Je ne le dirai pas..... 7- Odpowiedziała Hailee - Non, Raiuy ne découvrira jamais. Ouais, je suis sûr. Convenez? 8 -
Znów przerwa. Hailee uśmiechała sie lekko, jakby właśnie udało jej się coś załatwić.
- Ainsi j'attends.9 - Powiedziała. Znów nastała przerwa, tym razem bardzo krótka. - Oui, dans le club. Naturellement. Aucun problème. Voyez-vous. Bye. 10-
Poczym Hailee odłożyła słuchawke i spojrzała na Johna.
- Udało się? - Spytał John, choć widać było, że już zna odpowiedź.
- Jasne. - Odpowiedziała Hailee. - Będą za jakąś godzine.
- Więc czekajmy. Taaaa.... czekajmy.
1 - To taka klatka, którą można otworzyć tylko kluczem.
2 - Tak. (franc)
3 - Czekałam na twój telefon. (franc)
4 - Nie, wciąż macie 18 godzin. (franc)
5 - Wiec? Wiesz już co robić?(franc)
6 - Świetnie.(franc)
7 - Nie ma problemu. Nikomu nic nie powiem. (franc)
8 - Nie, Raiuy nigdy się nie dowie. Umowa stoi? (franc)
9 - Więc czekam. (franc)
10 - Tak, będę w klubie. Do zobaczenia. Pa. (franc)
Raiuy podszedł do wejścia. Jak zwykle otwarte. Oni chyba nigdy nie nauczą się używać klucza. Z drugiej strony i tak by to nic nie dało... Jego umysł jest idealnym wytrychem. Jakby nie dało się odtworzyć dźwi... to by się wycieło zamek...
W środku odbywała się prawdziwa dyskoteka. Światła muzyka... brakowało tylko ludzi.
-No cóż tego się nie spodziewałem. -Powiedział Billy rozglądając się za jakimiś dźwiami.
Nie było żadnych. Ani wyjściowych ani wejściowych. Stali w zamurowanym pomieszczeniu. Mistrz patrzył zdziwiony na ściane. Jedynie Lares nie wydawał się zdziwiony. Podszedł spokojnie do ściany i wbił w nią miecz. Iluzja prysłą ... w miejscu gdzie był wbitymiecz pojawiły się ciężkie metalowe dźwi.
-Skąd... -Zaczął Bill.
-W rzeczywistym świecie te dźwi prowadzą na zaplecze... -Odpowiedział wyciągając miecz.
Ruszyli dalej. Wkońcu doszli do pomieszczenia w którym powinny być ich ciała. Były tam przetrzymywane akasze...
-Cóż za ironia... -Powiedział Raiuy.
-A czego się spodziewałeś... -Odpowiedział mu Lares. -Oni tutaj się muszą rozwijać... tutaj zdobywają nowych członków. A teraz wybaczcie... Czuje że jesteśmy niedaleko celu. Czas załatwić kilka spraw.
-Słuchaj my tutaj przybylismy po coś ważnego! -Syknął Bill. - Jeśli przez ciebie oni dowiedzą się o naszym istnieniu. Zabiję cię własnymi rękami.
Mistrz popatrzyła na niego. To niewiarygodne jak mylne może być pierwsze wrażenie. Myślał że przyjął kolejnego słabego wojownika. Jednek ten okazuje zadziwiająco dobre efekty.
Po paru minutach błądzenia wkońcu odnaleźli t oczego szukali. Dźwi prowadzące do aresztu.
-Jesteś pewny że one tam prowadzą? -Zapytał Raiuy.
-Byłem tu więźniem... nigdy nie zapomne tych dźwi.
-To dlaczego błądziłeś po tunelach? -Zaczepił go Bill.
-To wszystko jest takie inne. Najwyraźniej oni też lubią zmieniać wystrój.
Billy już miał otwierać dźwi. Gdy złapał go za ramie ninja.
-Odbiło ci?
-Nie zauwarzyłeś ze nie napotkaliśmy żadnego oporu? Albo wszyscy pilnują tamtych albo to zasadzka i chcą nas wziąć w ogień krzyrzowy.
-Więc co proponujesz... -Zapytał Janus.
-Wejdę tam sam.
-Ty oszalałeś! -Syknął Lares.
-Zapomniałeś... Jestem Ninją jestem cieniem. -Powiedział i rzucił kulką w ziemie. Gdy ta dotkneła ziemi wybuchneła dymem. Gdy dym się rozwiał raiuy już nie było. Laresa też.
Raiuy był po drugej stronie dźwi. W Trzymał się płasko sufitu. Dzięki czemu mógł widzieć wiele nie bedąc widzianym. Dym na szczęście drażni zmysły ryfterów. Nie wyczują go. W sali stało około 12 ryfterów. Było też trzech ludzi. Czas było zakończyć to co zaczął dawno temu. Raiuy posłał zew myślowy do Janusa.
Droga wolna. Zaledwie dwunastu.
Dźwi się pod nim otwarły. Do sali weszłą cała "ekipa ratunkowa". Brakowało tylko Laresa...
Ryfterzy wciąż stali i patrzyli tępo w ścianę, nie zwracając większej uwagi na ludzi.
Było w tym coś dziwnego...
Billy rozejrzał się po pokoju. Podszedł bliżej ryfterów.
Ryfterzy nadal nic nie zrobili, nawet się nie poruszyli.
„Coś jest nie tak.. coś czego nie potrafię zrozumieć, ale czuje to” – Pomyślał Billy.
Nagle światło w pokoju zgasło... paliła się tylko mała lampka w rogu.
- O nie. – Powiedział Raiuy.
- O co chodzi? – Spytał Bill.
- Volverás a tener miedo a la oscuridad (1) . – Powiedział cicho Mistrz. – Zapamiętaj, Billy.
- Dość tego. – Przerwał Raiuy. – Jeśli oni chcą tak stać, to niech stoja. Ja zamierzam walczyć!
- NIE! – Powiedział ostro Mistrz. – To jest ich teren! Teren ryfterów. Nie mamy tu szans! Przyszliśmy tylko uwolnić naszych przyjaciół.
- TY po to przyszedłeś! – Odkrzyknął Raiuy. – Ja przyszedłem tu się zemścić. Chce zabić mordercę mojego ojca.
Tymczasem kilka pokoi dalej odbywało się tajemnicze spotkanie. Była tam Hailee, był John i jakiś ninja.
Było ciemno.
- Vous devez comprendre. Il est très difficile que nous fassent une telle chose. (2) – Mówił właśnie Ninja.
- Numéro. Vous êtes celui, qui underestand de shoud quelque chose. Nous ne devons faire rien. Et nous ne nous inquiétons pas est ce cerf, ou pas! (3) – Odpowiedział mu zimno John.
- Sûr. Vous avez raison. Je suis si désolé. (4) – Zgodził się natychmiast ninja.
Nagle Hailee wstała.
- Co jest? – Spytał John.
- Etwas ist falsch. Ich überprüfe. (5) – Odpowiedziała dziewczyna. Teraz mówiła po niemiecku, żeby ninja jej nie zrozumiał.
- OKAY, gutes Glück. (6) – Odparł John.
- Ich glaube nicht an Glück. (7) – Powiedziała zimno Hailee, po czym wyszła z pokoju.
Szła spokojnie ciemnym korytarzem. Jej brak światła nie przeszkadzał. Głównie dlatego, że Hailee nie musiała używać oczu, aby coś zobaczyć. Potrafiła za to ogarnąć cały otaczający ją świat używając tylko rozumu. Nie potrzebowała więc już żadnych dodatkowych zmysłów.
Nagle ktoś zawołał.
- STÓJ!. -
Hailee zatrzymała się i odwróciła powoli. Na jej ustach pojawił się dziwny, niemiły uśmiech. Znała ten głos.
- Wiedziałam, że coś jest nie tak. – Powiedziała sama do siebie.
- Musimy porozmawiać. – Powiedział Lares.
Hailee milczała, a jej oczy nie wyrażały niczego.
- Czego chcesz? – Powiedziała w końcu.
- Widzisz, ja wiem.
- Co wiesz? – Spytałą Hailee ze znudzeniem.
- Wiem o umowie zawartej między Ninja i Ryfterami 16 lat temu! – Powiedział Lares ostro.
Hailee nadal parzyła na niego spokojnie. Jej lodowate oczy nic nie mówiły. Twarz jej była czysta. Nie odbijały się na niej żadne emocje, żadne uczucia. Kiedy znów się odezwała jej głos był rzeczowy, chłodny, metaliczny. Jakby cała ta sprawa jej nie dotyczyła.
Ale Lares znał Hailee na tyle dobrze, że wiedział, że musi ona być choć trochę zaskoczona tym, co właśnie powiedział.
- To co z tego, że wiesz? Za niedługo pewnie wszyscy się dowiedzą. -
- Nie możesz tego zrobić! – Lares prawie krzyknął. Do tej pory był pewien, że Hailee tylko udaje, że zamierza ujawnić TE informacje, ale teraz zmienił zdanie.
- Dlaczego nie? – Spytała Hailee ironicznie.
- Do to zagraża wszyskim ninja! Jeśli Raiuy się dowie, to będzie koniec. Rozumiesz? Koniec wszyskich ninja... Koniec!
Hailee nadal uśmiechała się zimno. Na chwilę odwróciła głowe.
- Nie obchodzi mnie co się z nimi stanie. I ciebie też nie powinno to obchodzić. Zresztą ... ty już tego nie doczekasz.... – To mówiąc znów na niego spojrzała.
- Chyba żartujesz.... – Zaczął Lares. Zrozumiał, że wpakował się w poważne kłopoty.... W jakimś innym miejscu, może miałby z nią jakieś minimalne szanse... może dałby rade... Ale tu? To było bez sensu. Pokonanie ryftera na jego terenie było niemożliwe. A po za tym, Lares był jednym z nielicznych ludzi, którzy wiedzieli, że Hailee nie można zabić....
- Nie żartuje... – Odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się zimno.
Lares spojrzał na nią, szukając czegoś, co powiedziałoby mu co robić. Zwykle to potrafił. Wystarczyło, że tylko spojrzał na człowieka, a już widział jego słabe punkty. Z Hailee się nie udało. Jej oczy nie miały nic do powiedzenia, nic do przekazania. Nie było za nimi nic znajomego. Nie miały głębi. Nie przypominały innych oczu, oczu człowieczych. To nie były oczy ludzkie.
A potem Hailee podniosła rękę ....
- > W Y J A Ś N I E N I A < -
1 - gdy gaśnie światło, budzi się zło (hiszp.)
2 – musicie zrozumieć, że dla nas to bardzo trudne, żeby uczynić coś takiego. (franc.)
3 – NIE. To wy musicie coś zrozumieć. Po pierwsze, my nic nie musimy. A po drugie nie obchodzi nas to czy dla was to trudne, czy też nie. (franc.)
4 – Tak. Racja. Macie racje. Przepraszam. (franc.)
5 – Coś jest nie tak. Pójde sprawdzić. (niem.)
6 – OK. Życzę szczęścia. (niem.)
7 – Nie wierzę w szczęście. (niem.)
TO NARAZIE WSZYSKO. JA NAPISZE COŚ NOWEGO WIECZOREM.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Reverant
Zwykły człowiek
Dołączył: 14 Wrz 2005
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:55, 14 Wrz 2005 Temat postu: |
|
|
Dzięki... żę skopiowałaś wszystko. No więc trzeba coś skrobnoć.
Raiuy pędził ile sił w nogach. Czuł że ma deja vu. Tyle że wtedy zgineło dużo ludzi. Zbyt dużo ludzi. A część przez niego. Raiuy przeszedł przez dźwi i tylko kątem oka zobaczył kilku ryfteró którzy pilnowali dźwi. Najwidoczniej miał szczęście gdyż dwóch dostało dźwiami. Najstarszy numer świata... jednak tym razem on sam nie wystarczy.
Kilku ryfterów już przyszykowało dlonie do wyszczelenia pocisków psionicznych. Raiuy począł w sobie znowu furie. Jego ojciec zginął przez istote która jest parenaście kroków od niego. Ale nie może walczyć... Nie może zginąć teraz, jest już zbyt blisko.
Zaczął biec przy ścianie starając zamienić się gniew na energie. Gdy ryfterzy wyskoczyli zaczął biec po ścianie. W delcie jest to o wiele łatwiejsze niż w rzeczywistości. Wyczekał odpowiednią chwile i wybił się dokładnie w chwili w której fala dotarła ściany. Raiuy był zdiwiony że jego ciało jest zdolne do czegoś takiego. Jednak nie miał czasu na przemyślenia, musiał iśc dalej. Przeturlał się po ziemi i pobiegł dalej. W końcu dobiegł do przeciwległej ścianie. Rzucił się na dźwi modląc się aby były otwarte. Miał szczęście. Wkońcu dotarł do celu. Na samym końcu korytarza stałą Hailee. Czas zakończyć to co zaczął kilka lat temu.
Stworzył ostrza i rzucił się do przodu. W momęcie w którym dopadł Hailee do pomieszczenia wpadli ryfterzy. Raiuy przeciął ostrzem po plecach wroga...
Jednak coś było nie tak. Hailee rozpłyneła się w powietrzu.
-Iluzja! -Krzyknął Ninja.
To co zobaczył za iluzją zdziwiło go bardzo. Stał tam Lareas wpatrujący się w Raiuy.
-Witaj Raiuy. -Powiedział jakiś głos za nim. - Ciesze się że sam do mnie przyszedłeś.
Potem Raiuy począł ostry ból w miejscu łączącym szyje z głową. Raiuy zdąrzył tylko pomyśleć że to dziwne że Haille nie użyła mocy. Następnie otoczyly go ciemności a on znowu zaczął spadać.
Bill podniusł przyjaciułke. Jakie to dziwne. Nie znał je dłużej niż 2 dni a już coś do niej czuł. To nie jest w jego stylu. Zazwyczajbył powolny jeżeli chodzi o związki.
Mistrz popatrzył na dźwi w których zniknał Raiuy. Wiedział że musi mu pomóc. Ale narazie nic nie mógł zrobić... Musieli wypełnić misje dla której tutaj przybyli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Black Star
Administrator
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:30, 14 Wrz 2005 Temat postu: |
|
|
WOW, FAJNIE ŻE ZNÓW NAPISAŁEŚ...
WÓGULE PODOBA MI SIĘ TWÓJ STYL PISANIA... JAKBYM CZYTAŁA PRAWDZIWĄ KSIĄZKE
Teraz coś ode mnie...
PEWNIE POPSUŁAM CI WĄTEK.... SORRY...
"Potem Raiuy począł ostry ból w miejscu łączącym szyje z głową. Raiuy zdąrzył tylko pomyśleć że to dziwne że Haille nie użyła mocy. Następnie otoczyly go ciemności a on znowu zaczął spadać."
Lares stał spokojnie i patrzył na leżącego Raiuy. Czuł się winny, temu co się przed chwilą stało, ale wiedział, że musiał tak postąpić. Spojrzał na Hailee, która stała za nim.
- Jesteś zadowolona? – Spytał ją ostro. Był wściekły i najchętniej rozpocząłby walkę, ale wiedział, co musi robić. Wiedział, co musi robić, dla całej ludzkości.
- Chyba nie rozumiem twojego pytania. – Odparła powoli dziewczyna.
- Jasne, że rozumiesz! Wiesz dlaczego to zrobiłem?
- Bo nie chcesz, by ktokolwiek dowiedział się czego dotyczyła umowa zawarta między mną a ninja 16 lat temu. – Odpowiedziała spokojnie.
- Jeśli ktoś się dowie... to będzie koniec wszyskich ninja....
Hailee nic nie odpowiedziała tym razem.
- Posłuchaj. – Powiedział Lares. Wiedział, że popełnia błąd, ale wiedział też, że nie może postąpić inaczej. – Zawrzyjmy nową umowę.
- Chyba żartujesz.
- Nie.
- W takim razie oszalałeś.
- Może. Ale nie robie tego dla siebie, tylko dla całej ludzkośći...
- Oh, ale poświęcenie... – Powiedziała dziewczyna ironicznie.... – Właśnie poświęcenia nienawidze w ludziach....
- To twój problem.
- Więc o co ci chodzi?
- 16 lat temu zawarłaś umowę z ninja, że oni nigdy nie zaatakują ryfterów już więcej a ty nie ujawnisz tego co się stało....
- Pamiętam. – Przerwała mu Hailee.
- Ale na pewno wiesz, że Raiuy zaatakował was bez zgody Rady Ninja...
- Wiem. Ale szczerze mówiąc niewiele mnie to obchodzi.
- A ja mam dla ciebie propozycje.
- Zwykle nie słucham propozycji od ludzi.....
- Ale tej wysłuchasz. Ty nie powiesz nikomu o tym co się wtedy stało, a ja zadbam, żeby żaden ninja nie atakował was.
- A Raiuy? – Spytała Hailee. Lares wyczuł w jej głosie pewne wachanie, i już wiedział, że prawdopodobnie ona się zgodzi.
- On też nie. Więc? Zgoda?
- OK.
Na znak zawarcia umowy Hailee i Lares podali sobie ręce.
Potem dziewczyna zniknęła.
Lares podszedł do Raiuy’a i go obudził.
- Co się stało? – Spytał Raiuy.
- Nic... – Odpowiedział Lares.
- Gdzie ona jest?
- Już.. zniknęła.... – Lares nie chciał okłamywać przyjaciela, ale musiał.
- Pozbyłeś się jej? – Spytał ostro Raiuy.
- Tak.... jakby. – Odpowiedział niepewnie Lares. – Ale wracajmy już.
A potem oboje zniknęli.
„Co mam zrobić?” – Zastanawiał się Lares. – „Nie chce żyć w kłamstwie, ale nie mogę też nikomu powiedzieć... a szczególnie nie jemu...”
„Coś jest nie tak....” – Myślał Raiuy w tym samym czasie. – „Lares zachowuje się, jakby coś ukrywał...”
W końcu Lares i Raiuy pojawili się obok Mistrza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Reverant
Zwykły człowiek
Dołączył: 14 Wrz 2005
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:38, 14 Wrz 2005 Temat postu: |
|
|
Thx. Za komplementy. Musze przyznać że uzupełniamy się nawzajem. Ty piszesz genialnie. A ja.. no cóż... ja tu jestem tylko w celach reklamowych =].
Krótko ale no cóż postanowiłem napisać troche wyjaśnień o historii Raiuy ... a raczej miejsca skąd pochodzi. Wraz z czasem będe ujawniał coraz to ciekawsze fakty.
Wkońcu dotarli spowrotem do więzienia. Janus postanowił że będą wracać do delty grupami. Dla większego bezpieczeństwa. Na końcu mieli wrócić Janus, Jack i Raiuy. Mieli oni zamykać tyły i ubezpieczać reszte. Gdy tylko znikneła przedostatnia grupa Janus spojrzał na Raiuy i wypowiedizał słowa które miał mu zadać już dawno.
-Raiuy możesz mi powiedzieć co wiesz o Radzie Ninja?
Jack popatrzył zdziwiony na swojego mistrza.
-Chcesz powiedzieć że jest więcej takich jak on? -Zapytał.
-Dużo więcej. -Odpowiedział mu ninja. -Mamy całą gildie. Która jest prowadzona przez Rade. -W tym momęcie splunął na ziemie jakby go samo to słowo brzydziło. A raczej była prowadzona. Gdyż ta gildia co istnieje w tych czasach to banda zakłamanych idiotów. Ci wariaci nawet nie potrafią dotrzymać honoru miecza. A ich rada to ... -Miał do kończyć gdy nagle popatrzył dziwnie na Janusa. -A właściwie dlaczego pytasz?
Mistrz zastanowił się chwile. Wiedział że nie moze powiedzieć prawdy.
-Chciałem po prostu wiedzieć kim są. Shi-han mi kiedyś o nich opowiadał.
Raiuy opczął ukłucie bólu słysząc imie swojego Sensei.
-Czyli ta gildia. Też walczy z ryfterami tak jak my? -Zapytał Jack.
-Nie dokońca... Walczyła to lepsze określenie. Stali się bardziej gangiem niż gildią. Łamali główne prawdy ninja jedna po drugiej. Dlatego ja odszedłem od nich. Można powiedzieć ze zostałem Roninem* tyle ze działającym po cichu.
Tymczasem Lareas W świecie rzeczywistym zastanawiał się dlaczego nie jeszcze nie wracają. Po paru minutach pojawili się Janus i Jack.
-A gdzie Raiuy? -Zapytał zdziwiony.
-Tam gdzie jego cialo... -Odpowiedział spokojnie mistrz.
Lareas całkiem o tym zapomniał. Raiuy nie wyruszał razem z nimi! To mogło pokrzyżować jego wszystkie plany....
*Ronin to oczywiście wolny samuraj. Nie ma pracodawcy czyli pana któremu ma służyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Black Star
Administrator
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:11, 15 Wrz 2005 Temat postu: |
|
|
Reverant napisał: | Thx. Za komplementy. Musze przyznać że uzupełniamy się nawzajem. Ty piszesz genialnie. A ja.. no cóż... ja tu jestem tylko w celach reklamowych =]. |
Dzięki, dzięki...
Reverant napisał: | Krótko ale no cóż postanowiłem napisać troche wyjaśnień o historii Raiuy ... a raczej miejsca skąd pochodzi. Wraz z czasem będe ujawniał coraz to ciekawsze fakty. |
Fajnie! Lubie własnie takie historie, gdy powoli ujawniaja się cos ciekawego...
Reverant napisał: | Tymczasem Lareas W świecie rzeczywistym zastanawiał się dlaczego nie jeszcze nie wracają. Po paru minutach pojawili się Janus i Jack.
-A gdzie Raiuy? -Zapytał zdziwiony.
-Tam gdzie jego cialo... -Odpowiedział spokojnie mistrz.
Lareas całkiem o tym zapomniał. Raiuy nie wyruszał razem z nimi! To mogło pokrzyżować jego wszystkie plany.... |
- Możemy porozmawiać? – Zapytał Janusa Lares.
- Tak. Oczywiście. O co chodzi?
- Nie tutaj. Na osobności. – Powiedział cicho Lares.
Potem oboje wyszli z pokoju.
- Co wiesz o umowie, którą ninja i ryfterzy zawarli 16 lat temu? – Spytał Lares.
- Niewiele. – Przyznał Mistrz. – Wiem, tylko, że była ona zawarta.
- To wszysko? – Zapytał Lares?
- Tak. – Odpowiedział Janus, zgodnie z prawdą. – I zauważyłem, że od 16 lat żaden ninja nie zaatakował ryfterów.
- Aż do dziś. – Dopowiedział Lares. – Więc teoretycznie, umowa powinna być zerwana.....
- Taaak. – Odpowiedział Janus. – Ale chyba nic się nie stało..... Może ta umowa to tylko blef ryfterów?
- Poczekaj. – Przerwał mu Lares. – W umowie, chodziło o pewną informacje, którą znała Rada Ninja i ryfterzy. Ryfterzy mieli ujawnić tą informacje, gdyby ninja ich zaatakowali....
- Wiem. – Potwierdził Janus. – Ale żadne informacje nie zostały ujawnione. Zastanawiam się tylko... dlaczego nie?
- Zawarłem ponowną umowe z Hailee. – Powiedział cicho Lares.
- Oszalałeś?! – Prawie krzyknął Janus.
- Może. Ale ty nie znasz treści umowy! Nie wiesz, co stało by się, gdyby ktoś się dowiedział.
- Masz racje, nie wiem. I pewnie mi nie możesz powiedzieć, więc nie będę prosił o to. Powiedz tylko, czy to aż tak straszna rzecz?
- Okropna. Nikt nie może wiedzieć. Dlatego musiałem tak postąpić!
- Wierze, że postąpiłeś jak musiałeś.
- Więc pomóż mi. Raiuy nie może się dowiedzieć.... a ja nie chce go okłamywać... nie wiem co robić..... i musze jeszcze porozmawiać z Radą Ninja... powiedzieć im, co się stało...
- Pomoge Ci, jeśli tylko będę mógł....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Reverant
Zwykły człowiek
Dołączył: 14 Wrz 2005
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:45, 15 Wrz 2005 Temat postu: |
|
|
Wg obietnicy konntynuje. Mam nadzieje że nie zaskoczyłem was zawedem Raiuy =] .Mógł być on tylko tym lub złodziejem. Tylko to pasuje do jego umiejętności. A żyć trzeba =].
Raiuy ocknął się w ciemnym pokoju. Był wpozycji do medytacji. Paliło się jeszcze tylko kilka świeczek. Najwidoczniej reszta musiała się wypalić. Ostatnio zbyt długo przebywał w delcie. W kącie pokoju błysneło światełko i zapalił się monitor laptopa.
Raiuy podszedł bliżej żeby zobaczyć co się stało. Na ekranie była prosta wiadomość.
"Masz 1 nową wiadomość"
Ninja wiedział co to oznacza. Ktoś chciał wynając jego usługi. Człowiek nie może żyć tylko walką z ryfterami. Musi też żyć. A do życia potrzebne są pieniądze.
Zajmował się eliminowaniem "robactwa". No cóż ludzie różnie go nazywali. Dla jednych był płatnym zabójcą czy łowcą głow dla innych mordercą. On jednak wolał najbardziej miano "najemnika".
Mimo iż eliminował ludzi na zlecenie to starał się stosować się do honoru miecza. Nie zabijał niewinnych i bezbronnych. Zabijał tylko kiedy musiał. Zazwyczaj pozwalał załatwić wszystko policji. On tylko podrzucał dowody.
Treść maila była prosta i szalenie szablonowa. Żadnych nazwisk oprucz ofiary.
"Cel: Jin Ojomoto - Srebny grot.
Nagroda: 4 000
Zaliczka: 1 000"
Raiuy zastanowił się chwile. Ojomoto był szefem gangu Srebnego grotu. Był też członkiem rady ninja. To śmieszne że chociaż kiedyś klan ninja był rozbity, wraz z czasem nie jednoczył się przeciwok wspólnemu wrogowi. Wręcz przeciwnie. Każdy członek rady rządził jednym gangiem. Gdy żył Sensei istniały tylko dwa klany ninja. Jednym rządził sensei a drugim rada ninja. Jednak z czasem wszystko się zmieniało. Cóż czas było złożyć nieoczekiwaną wizyte radzie.
Nie chciał go zabijać ... jeszcze nie. Narazie chce prawdy. O tym o czym rozmawiał z Janusem. Miał tylko nadzieje ze ten nie poweidział nic innym. Maił przeczucie że wśród nich jest coś nie tak.
Wyłączył laptopa i znowu oddał się medytacji.
Tymczasem Lares rozmawiał z mistrzem. Mistrz nie mówił mu wszystkiego. Instynkt mu podpowiadał że wydarzyło się coś o czym powinnien wiedzieć, a jednak nic o tym nie wiedział. Żałował że powiedział mu o pakcie. To wszystko nagle wymykało mu się z rąk.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Reverant
Zwykły człowiek
Dołączył: 14 Wrz 2005
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:45, 15 Wrz 2005 Temat postu: |
|
|
Wg obietnicy konntynuje. Mam nadzieje że nie zaskoczyłem was zawedem Raiuy =] .Mógł być on tylko tym lub złodziejem. Tylko to pasuje do jego umiejętności. A żyć trzeba =].
Raiuy ocknął się w ciemnym pokoju. Był wpozycji do medytacji. Paliło się jeszcze tylko kilka świeczek. Najwidoczniej reszta musiała się wypalić. Ostatnio zbyt długo przebywał w delcie. W kącie pokoju błysneło światełko i zapalił się monitor laptopa.
Raiuy podszedł bliżej żeby zobaczyć co się stało. Na ekranie była prosta wiadomość.
"Masz 1 nową wiadomość"
Ninja wiedział co to oznacza. Ktoś chciał wynając jego usługi. Człowiek nie może żyć tylko walką z ryfterami. Musi też żyć. A do życia potrzebne są pieniądze.
Zajmował się eliminowaniem "robactwa". No cóż ludzie różnie go nazywali. Dla jednych był płatnym zabójcą czy łowcą głow dla innych mordercą. On jednak wolał najbardziej miano "najemnika".
Mimo iż eliminował ludzi na zlecenie to starał się stosować się do honoru miecza. Nie zabijał niewinnych i bezbronnych. Zabijał tylko kiedy musiał. Zazwyczaj pozwalał załatwić wszystko policji. On tylko podrzucał dowody.
Treść maila była prosta i szalenie szablonowa. Żadnych nazwisk oprucz ofiary.
"Cel: Jin Ojomoto - Srebny grot.
Nagroda: 4 000
Zaliczka: 1 000"
Raiuy zastanowił się chwile. Ojomoto był szefem gangu Srebnego grotu. Był też członkiem rady ninja. To śmieszne że chociaż kiedyś klan ninja był rozbity, wraz z czasem nie jednoczył się przeciwok wspólnemu wrogowi. Wręcz przeciwnie. Każdy członek rady rządził jednym gangiem. Gdy żył Sensei istniały tylko dwa klany ninja. Jednym rządził sensei a drugim rada ninja. Jednak z czasem wszystko się zmieniało. Cóż czas było złożyć nieoczekiwaną wizyte radzie.
Nie chciał go zabijać ... jeszcze nie. Narazie chce prawdy. O tym o czym rozmawiał z Janusem. Miał tylko nadzieje ze ten nie poweidział nic innym. Maił przeczucie że wśród nich jest coś nie tak.
Wyłączył laptopa i znowu oddał się medytacji.
Tymczasem Lares rozmawiał z mistrzem. Mistrz nie mówił mu wszystkiego. Instynkt mu podpowiadał że wydarzyło się coś o czym powinnien wiedzieć, a jednak nic o tym nie wiedział. Żałował że powiedział mu o pakcie. To wszystko nagle wymykało mu się z rąk.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Black Star
Administrator
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:50, 16 Wrz 2005 Temat postu: |
|
|
Reverant napisał: | Wg obietnicy konntynuje. Mam nadzieje że nie zaskoczyłem was zawedem Raiuy =] .Mógł być on tylko tym lub złodziejem. Tylko to pasuje do jego umiejętności. A żyć trzeba =] |
Coś ty! Świetny ten zawód!
Ja sie dopisze wieczorem, bo teraz nie moge
Chyba, że masz ochote, to pisz jeszcze... a ja, jak już mówiłam dopisze sie potem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marianna
Wchodzenie w WD
Dołączył: 18 Paź 2005
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Delta
|
Wysłany: Śro 9:34, 19 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
Bs a co z zagadkowym NEFFem ?
Czy ze względu na odejście będziesz go pisac tu ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kaelsy
Miłośnik Guacamole
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Najczerniejszej Odchłani Piekła
|
Wysłany: Śro 9:37, 19 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
Musi! Bo ja zwariuje! Tak bardzo czekałam na niego i na wszystkie inne!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marianna
Wchodzenie w WD
Dołączył: 18 Paź 2005
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Delta
|
Wysłany: Śro 9:41, 19 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
A ja mam pisać FF ??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kaelsy
Miłośnik Guacamole
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Najczerniejszej Odchłani Piekła
|
Wysłany: Śro 9:46, 19 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
Tak! Pisz swojego FF! Chce go czytać! Uwielbiam go czytać! Potrzebuje go, do normalnego funkcjonowania! ŁAAAAA!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Patti
Wchodzenie w WD
Dołączył: 19 Paź 2005
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szczecin
|
Wysłany: Śro 9:48, 19 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
Kaelsy, może Ty też znowu będziesz pisać swojego FF??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kaelsy
Miłośnik Guacamole
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Najczerniejszej Odchłani Piekła
|
Wysłany: Śro 9:54, 19 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
No nie wiem. Nie chce mi się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|